-

OjciecDyrektor : Kiedy bogowie zorientowali się, że nie zdołają ukryć wszystkich swoich szwindli, stworzyli ekonomistów.

Zgaś światło palancie!

Wtorek, 09.07.24. Rano o 4 się budzę i  czuję, że kryzys nie minął. Mam takie osłabienie ciała charakterystyczne dla przeziębienia letniego - bez gorączki, bez kataru, kaszlu.  Ale jak? Już wiem! W niedzielę, gdy wyruszałem w "trip" wiał taki bardzo przyjemny wiaterek. Dlatego w ogóle nie zmieniałem podkoszulki na suchą. Ściągałem plecak na odpoczynkach, a wiaterek mnie przyjemnie chłodził. Mokra podkoszulka plus przyjemny wiaterek to jest najlepszy przepis na złapanie przeziębienia w górach. I co teraz? Mam do przejścia na Łukawicę z 6-7 km, ale pod górę. W pionie to będzie chyba ze 600-700m. W takim stanie będzie problem. Jak dojdę do Sztefulca, gdzie jest źródło i jakaś chatka będzie dobrze.

W czasie śniadania zmuszam się wręcz do jedzenia. Wczoraj kupiłem w Stołpni masło na wagę z myślą o zjedzeniu na śniadanie. Nie da rady. Smakuje jak margaryna. Dlaczego? Wszystko przez to, że na Ukrainie w żadnym sklepie nigdy nie spotkałem się z tym, że produkty pakuje się ludziom w papier. Wszystko foliują. No, a jak zafoliowane, to szybciej się psuje, zwłaszcza przez te ciągłe przerwy w dostawie prądu. Chłodziarka długo nie utrzyma niskiej temperatury. Wiem to, bo już kilka razy wyjmowałem z chłodziarki letnie wody czy piwo. Pakuję się i wychodzę na drogę. Jest 7.15 czasu ukraińskiego.

Po 5 minutach zatrzymuję się, aby poprawić buty. Chcę już ruszać dalej, a tu nagle jakaś terenówka jedzie pod górę. Machnąłem raz ręką, tak z rezygnacją. Przejechał.....a po 20m się zatrzymał. Dokąd? Zrywam się i pokazuję mu mapę - na Łukawicę! Pan pewnie do Szybenego, ale jakby mnie pan podrzucił o tu, na przełęcz, to byłoby dobrze. - Ja jadę na Łukawicę. Dzięki Ci Panie Boże! Dzięki Ci Matko Boska! Wsiadam. W środku jeszcze dwóch ludzi. Palą fajki, więc okna pootwierane. Proszę ich o przymknięcie, bo jestem tylko w podkoszulku (zawiałoby mnie tak, że bym potem leżał i kwiczał). Po fajkach wyjmują piwo - Lwiwskie Swietłe. Chcą dać jedną puszkę dla mnie. Nie dziękuję. Mogę wypić po marszrucie, ale przed będę słaby. Z początku sąsiad był mało rozmowny, bo "nie rozumim". Ale potem się ośmielił i tak do spółki z kierowcą pogadaliśmy. Dowiedziałem się, że droga którą jedziemy, to nie jest dawna droga pruskiego gen. Mackensena z czasów I wojny światowej. Tamta jest po drugiej stronie potoku i w takim stanie, że nikt tam nawet nie chodzi.

O 8 dojechaliśmy na Łukawicę. Dziękuję jeszcze raz kierowcy i daję 200hr - na fajki. Nie, na piwo. Czuję się, jakbym skorzystał z górskiej kolejki linowej. W dole morze mgieł. Widok cudowny. Na Łukawicy już las się pojawia. Wybudowano niską ambonę bez dachu. Po co? Widok z niej i tak ograniczony. Nie mogli wyższej? Ta ma 2 metry. Szlak teoretycznie jest niebieski i wiedzie grzbietem, ale żadnego znaku nie widziałem. Jest płasko i o to mi chodzi - jak najmniej się wysilać, bo osłabiony jestem. Przed Pohreptyną 1610m szlak zaczyna trawersować główny grzbiet - świetnie. Ale widzę wyraźną drogę pod górę na Pohreptynę, której nie ma na mapie. Nie idę tam nie tylko z powodu osłabienia, ale i z powodu ograniczonych widoków. Jest tam las od zachodu, więc widoki tylko na wschód. Piękne widoki, ale z trawersu bardziej fotogeniczne, bo głębsza ekspozycja - widać góry od dna dolin. Na górze tylko wierzchołki, bo płaski grzbiet zasłania resztę.

Dochodzę do połoniny Kopilasz. Tam po raz pierwszy zauważam ślady wypasu krów. Na tym trawersie jest chatka z ujęciem wody na zewnątrz. Do tego sklepik, ale tylko suchy prowiant - serdelki drobiowe, ryby w puszkach, piwo, wódka, słodycze. Są też ławy i stoły (długie) oraz dwa tarasy zadaszone. Wszystko obliczone na grupę nawet 100 turystów. Sporo, ale jestem sam na Połoninach Hryniawskich i tak będzie prawie aż do końca, bo zobaczę tylko jeden namiot. Dwóch mężczyzn zagaduje mnie i namawia na zjedzenie czegoś i napicie się. Zastanawiam się, ale się zgadzam, bo miałem w planie dłuższy popas, podczas którego chciałem wygrzać na słońcu plecy i brzuch. Witamina D to najlepszy lek na przeziębienie, zwłaszcza ta od słońca, bo wchłania się szybko i działa na każdą komórkę. Tabletki mają ograniczenia. A więc co tu wybrać? Mięso jest? Serdelki drobiowe. A "świnina"? Nie. Wybór pada na sardynki w sosie pomidorowym. Duża puszka 300g za 65hr. Idę do długich stołów. Ściągam podkoszulek - jestem sam - i zaczynam się opalać. Otwieram puszkę i co tam widzę? Sardynki zbite w kosteczki, zamiast sosu jakaś bardzo gęsta papka. No ale jem - 3/4 puszki. Więcej się nie dało. Ręsztę zostawiam dla pieska. Opalanie idzie dobrze. Najpierw żar czuję, potem przyjemne ciepło, a na końcu  błogie rozleniwienie. Czyli witamina D zaczyna działać. To dobrze. Jestem mocno nagrzany i chce mnie się pić. Zakładam koszulkę i idę do sklepiku. Jest Mohito? Nie. A jakaś limonka, cytrynka? Nie. A to, co to jest? To Radler - ma alkohol. Ale cytrynowy. Trudno, niech będzie. I tak jeszcze godzinę tu posiedzę. Piję i nawet dobre. Tylko ta piana mi przeszkadza. W końcu po dwóch ponad godzinach ruszam dalej. Stan mojego osłabienia się nie zmienia - czyli jest postęp, bo po alkoholu powinienem być jeszcze słabszy.

Trzymam się trawersu, jak małe dziecko matki. Ale za Kopilaszem trawers zaczyna opadać. Nie, tego w planach nie było! Tracić wysokość i potem znowu się wspinac. Zauważam drogę w tył, pod górę. Idę nią, a potem jeszcze wąską ścieżynką dość stromo pod górę, którą widzę po lewej stronie. Wychodzę na główny grzbiet Połonin Hryniawskich. Jest drogowskaz i napis "Sztefulec Wielki" 1572m. No dobra. Koniec trawersowania. Za Sztefulcem wspinam się na Kamenec - 1512m. Jest tam maszt z flagą Ukrainy i dziwna konstrukcja drewniana. Coś jak bramka do gry w rugby, tylko że z górną belką poziomą, a w środku tej bramki "okno" prostokątne. Co to za symbol? Nie wiem. Za Kamencem znów wspinaczka na Dukonię. Między Kamencem a Dukonią widzę ten jeden jedyny rozbity namiot. Za Dukonią słyszę dalekie i słabe pomruki burzy. Trzeba będzie szybko szukać miejsca na biwak. Ale gdzie? 

Na wysokosci połoniny Mokrynec widzę ścieżkę odbijającą w lewo, w dół. Idę nią i po ok. 400m trafiam na mały potoczek. W sam raz na przekąpanie pach, stóp, pachwin i zrobienia nawet przepierki w zabranym dmuchanym małym brodziku. Patrzę, gdzie tu rozbić namiot. Wszystko lekko pochyłe, a jedyny równe miejsce ma duże wybrzuszenia. Jakieś 50m przed potokiem, po prawej (idąc w dół) jest kawałek równego, ale wilgotno po wczorajszej ścianie wody. Wybieram lekko pochyłe miejsce, ale dość równe (była tylko jedna "gulka", którą czuło się pod nadmuchiwaną karimatą, zaprojektowaną specjalnie tak, aby nie czuło się nierówności - czy oni-producenci sprzętu sobie robią jaja z nas? bo czułem ją). Jest wcześnie - godzina 15, więc jeszcze się dogrzewam na słońcu. Burza jakoś nie nadchodzi. Znowu mnie w trąbę zrobiła. Choć patrząc na mapę, to szedłbym teraz mocnym podejściem pod Pnewie. A Pnewie jest długie i źródeł tam w dogodnych miejscach nie zaznaczono na mapie.

Rozbijam namiot trochę za wcześnie (no ale burza miała być) i między tropikiem a sypialnią mam pełno latających owadów. Nie wziąłem żadnego środka na owady i to jest gruby błąd. No ale nie miałem doświadczenia z biwakowaniem na górskiej łące. To zupełnie inny świat, niż łąki i ogródki na nizinach. Tu kipi życiem owadzim. W nocy wstaję za małą potrzebą i biorę czołówkę. To był błąd. Gdy wszedłem do namiotu z zapaloną czołówką, to zrobił się taki kipisz owadzi pod tropikiem, że miałem wrażenie, że jest ich tam miliony. Zgaszam czołówkę i po 2 minutach wszystko się uspokaja. Jak dzieci po wysłuchaniu kołysanki. Widać owady też lubią pospać i być może chciały mi powiedzieć "Zgaś światło palancie!".

Zdjęcia:

https://imgur.com/a/TZycNF7

Panoramy z Polonin Hryniawskich:

https://yourimageshare.com/ib/2gjJJpPCgr

https://yourimageshare.com/ib/afl0vMY0Xg

https://yourimageshare.com/ib/icO0johYn4

https://yourimageshare.com/ib/kreT8JJ9Jw

 - okolice Łukawicy

https://yourimageshare.com/ib/msa0MCU9RL

https://yourimageshare.com/ib/yf9X8Kc4LB

- okolice na wysokosci Baby Ludowej

https://yourimageshare.com/ib/UxcrDeIgq3

https://yourimageshare.com/ib/Int7mnmpeG

- okolice Dukonii.

 



tagi: ukraina  góry  karpaty ukraińskie  połoniny hryniawskie 

OjciecDyrektor
28 września 2024 04:48
18     1133    10 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Henry @OjciecDyrektor
28 września 2024 12:03

Co bardziej sie dłuży: czekanie na pierwszego komentatora czy czekanie na spotkanie żwawej, tfu żywej duszy w górach ;-)

 

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @Henry 28 września 2024 12:03
28 września 2024 12:11

Ani jedno ani drugie...:). Nikogo nie zmuszam do komentowania. W górachblubię nikogo nie spotkać, więc tam nie czekam aż kogoś spotkam i nic mnie się nie dłuży...:).

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @OjciecDyrektor
28 września 2024 16:02

Jest wcześnie - godzina 15,

 

Czasu letniego ta piętnastka? Czy faktycznie wypada spadać z gór około 15:10 jak sugerował jeden z komentatorów?

Ale w odniesieniu do czasu lokalnego to z zegarkiem w ręku słońce wschodzi i zachodzi o ile później niż w necie podają z namiarem na Kijów?

Pytania, pytania!

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @saturn-9 28 września 2024 16:02
28 września 2024 19:04

Naa Ukrainie czas jest przesuniety o godzine do przodu. A to oznacza, że słońce zachodzi ok. 22.30 na przelomie czerwca/lipca, a wschodzi o 5 rano czasu kijowskiego. 15-sta godzina wiec byłaby u nas taką 14-stą. Latem ro w zasadzie prawie południe.

Klon sobie żartował z ta 15.10. Bo tytuł notki był "W samo południe" - jak tytuł westernu. Wiec Klon nawiazal do westerny "Pociag do Yumy"...:)

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @OjciecDyrektor 28 września 2024 19:04
28 września 2024 21:18

Trzeba kupić zegar. 

 

Ale z którego wieka? 

 :))) 

 

zaloguj się by móc komentować

chlor @OjciecDyrektor 28 września 2024 19:04
28 września 2024 21:41

Czas rzeczywisty byłby wtedy gdyby południe wypqdało o 12. Chyba już nigdzie w Europie tak nie ma.

 

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @chlor 28 września 2024 21:41
28 września 2024 21:49

Tylko zimą...:). Ale mnie bardzo odpowiada czas letni. A nawet odpowiada mi jeszcze bardziej letni czas kijowski w Karpatach. O 5 wstaje słońce a zachodzi o ok. 22.30. Dla mnie to lepsze niż u nas 4 rano i 21.30. 

zaloguj się by móc komentować

Paris @OjciecDyrektor
29 września 2024 08:28

Mam  wielka  frajde...

...  czytajac  te  Panskie  relacje  !!!

 

A  komentarze  tez  niczego  sobie...  lacznie  ze  zdjeciami  calosc  jest  SUPER  EXTRA,  ale  te  PUSTKOWIA  lekko  mnie  ,,przerazaja,,.  Czy  oprocz  owadow  nie  ma  tam  innego  zwierza...  wilki  albo  misie,...  a  moze  jakies  orly  czy  sokoly  ?

 

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @Paris 29 września 2024 08:28
29 września 2024 09:46

Są kruki. Z dużej zwierzyny tylko krowy...:)

zaloguj się by móc komentować

Paris @OjciecDyrektor 29 września 2024 09:46
29 września 2024 10:28

A  czemu  tylko  to,  co  wm.  ???!

Czy  to  taka  wlasnie  ,,uroda,,  czy  ,,grubszy  zwierz,,  jest  trzebiony...  czy  cos  innego  wchodzi  w  gre  ?   A  moze  to  przez  te  obszerne  pustkowia  ?

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @Paris 29 września 2024 10:28
29 września 2024 11:42

Po prostu kłusownictwo było takie, że sarny wszystkie odstrzelili, to i wilki by zdechły. Teraz dzięki wojnie powili sie odradza, ale akurst nie tam. Trzeba jeszcze poczekać. Choć pewnie prędzej las pożre te resztki połonin i nie bedzie sensu tam chodzić, bo widoków nie bedzie.

zaloguj się by móc komentować

Paris @OjciecDyrektor 29 września 2024 11:42
29 września 2024 18:04

To  duzo  wyjasnia,...

...  dzieki,

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @OjciecDyrektor 28 września 2024 19:04
30 września 2024 12:33

Nie załapałem aluzji.

Odnośnie aluzji to 31 w tytule 3:10 to Yuma [co w naszych klimatach oddano 15:10] to kryptyczne odwołanie do "sądu bożego". Człowiek strzela a ...

zaloguj się by móc komentować

ParysvelParwowski @OjciecDyrektor
1 października 2024 22:41

świetne jak zawsze

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @ParysvelParwowski 1 października 2024 22:41
2 października 2024 06:13

Dziękuję...:). Biegunka zawsze jest świetna...:)

zaloguj się by móc komentować

zkr @OjciecDyrektor
4 października 2024 18:41

> Tabletki mają ograniczenia.

Jesli ktos ma niedobory to z tabletkami jest problem - trzeba zaczac suplementacje na dlugo przed tzw. sezonem grypowym.

Wrzuce dwa linki

"Lecznicze dawki witaminy D należy stosować przez 1–3 miesięcy, tak aby osiągnąć jej optymalne stężenie w surowicy (30–50 ng/ml),(...)"

link

"Generally, it takes a few weeks of taking daily vitamin D supplements for vitamin D levels in the body to rise."

link2

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @zkr 4 października 2024 18:41
4 października 2024 19:12

Ale po wygrzaniu ciała na słoncu ZAWSZE czułem się zdrowszy...:)

zaloguj się by móc komentować

zkr @OjciecDyrektor 4 października 2024 19:12
4 października 2024 19:38

> Ale po wygrzaniu ciała na słoncu ZAWSZE czułem się zdrowszy...:)

Taaak, nam brakuje ruchu, swiezego powietrza i slonca.
Ja teraz pracuje przy komputerze - jeden z najgorszych pod wzgledem zdrowotnym rodzajow pracy.
Miedzy innymi ze wzgledu na brak wyzej wymienionych czynnikow.

Moj brat mieszka w wielomilionowym miescie za granica (OK, napisze tylko, ze za Kaluza :) ).
Jeden z jego kumpli postanowil sie oddalic troche od cywilizacji. Ma miejscowke w poblizu parku narodowego. Wokol lasy, jeziora. Zaprosil mego brata na pare dni.
Czyste powietrze, woda. Ludzie tam poluja, robia swojskie wedliny. Maja pasieki. Wypiekaja na miejscu chleb.
Kilkudniowy pobyt a taki "kop" energetyczny, ze cos niesamowitego.
Po powrocie do domu poczul od razu jak miasto "wysysa" energie z czlowieka jaka zdobyl w czasie takiego wypadu.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować