Dwa razy
Sobota, 20.07.24. Pogoda taka, że chodzić można co drugi dzień, a i tak nie na cały. No ale dziś jest nadzieja, że coś będzie widać na horyzoncie, a nie tylko zamglony "widok". Zbieram się na Rotyło 1486m - najwyższy szczyt Beskidu Huculskiego. Jadę busem do wsi Wołowa, a właściwie tylko przystanku na szosie Werchowyna-Worochta (kursy na Iwano-Frankiwsk, a raczej na Jaremcze, bo na Iwano-Frankiwsk jeżdżą też przez Kosów, czyli w przeciwną stronę). Próbuję tłumaczyć kierowcy, gdzie chcę wysiąść, ale to niepotrzebne - wie. Koszt przejazdu 25hr.
Wysiadam po 15-20 minutach jazdy, przechodzę most na potoku Krywec i idę szutrową drogą (nawet dość znośną) wzdłuż potoku Ilcia. Za drugim mostem na tym potoku odbija w prawo szlak zielony na połoninę Wesnarka (a raczej polanę). Jest drogowskaz, trochę przechylony, ale jest. Tam nie idę. Trzymam się dalej szutrowej drogi. Mijam trzeci most i po jakichś 15-20 min. dochodzę do miejsca, gdzie po prawej jest kładka-mostek przez potok Ilcia. Przy tej kładce drogowskaz, że to szlak na Rotyło - niebieski. Zaraz za kładką mam do wyboru dwie drogi - obie zagrodzone. Po prawej jest taka brzydka, bo pokryta jakimiś "wodorostami" czyli mokrym sianem, a po lewej ładna. Wybieram tę po lewej. Przechodzę przez bramę i idę pod górkę. Droga prowadzi mnie na podwórko gospodarstwa. Myślę sobie, że droga, tradycyjnie, przebiega przez gospodarstwo, ale nie. Pomyłka. Na ławaczce przed chatą siedział miły gospodarz i pokazał mi drogę na Rotyło. Była to ta brzydka droga, pokryta "wodorostami". Z tej drogi trzeba skręcić w prawo, trochę do tyłu, na ścieżkę wiodącą dalej pod górę. W miejscu skrętu jest drogowskaz. Ma tylko 1m wysokości, ale jest nawet widoczny z tej brzydkiej drogi.
Idę więc dalej, przechodząc po drodze dwa zagrodzenia. Za tymi zagrodzeniami ścieżka zaczyna pnąć się zakosami pod górę, przez co stromizny się aż tak bardzo nie odczuwa. Przy zejściu trzeba uważać, bo są sypkie kamyczki i można zaliczyć glebę. Dochodzę do miejsca zrębu zupełnego. Na szczęście oszczędzili ścueżkę, która prowadzi prawym skrajem zrębu. Widać ją, bo leśnicy łaskawie uprzątnęli odpady po zrębie. W końcu wychodzę na połoninę. Ścieżka właściwa trzyma się prawej strony połoniny, tuż przy lesie. Nie należy więc iść przy chatce środkiem połoniny. Po prawej stronie widać cel - Rotyło. Jego południowe zbocze to skała silnie spękana na kloce wielkości samochodu. Las próbuje to zbocze pożreć, ale bez rezultatu - widać je w całej okazałości.
Zaczyna się najbardziej wymagająca część szlaku. Ścieżka wiedzie stromo, ale na szczęście nie jest jakoś niewygodna. Po drodze mijam czterosobową rodzinkę i 15 osobową wycieczkę. A więc szlak dość popularny. Po pokonaniu ostatniego podejścia pozostał jeszcze krótki odcinek po płaskim, wśród przyjemnego lasu (znaki żółte). W końcu odsłania się widok na skalny wierzchołek i.....jestem wstrząśnięty. Bo na szczycie odchodzą tańce, śpiewy, gra bardzo głośna muzyka - czyli normalna dyskoteka. Ludzi ok. 30, ale uszy słyszą chyba ze setkę. Tu na Ukrainie trzeba być przygotowanym na coś takiego. Tu normą jest śpiewanie, puszczanie głośnej muzyki i zabawa na widokowych, a popularnych szczytach. Rotyło jest jednym z nich. Widok kiepski, bo pogoda dziś jednak się nie poprawiła. Siadam gdzieś z boku i staram się wyłączyć. Odpocząć się w tym hałasie nie da. O żadnej kontemplacji widoków mowy też nie ma. Rotyło padło ofiarą popularyzatorów turystyki. Niestety tak to wygląda. No ale jest z tego wyjście - trzeba po prostu wcześnie rano się tu pojawić.
Z szosy na szczyt szedłem 2h 40min., czyli tempo było dobre, bo to 9km. Gdyby sie wsiadło do busa o 6 rano, to jest szansa, że na Rotyło będzie pusto przynajmniej przez godzinę. Trzeba będzie tu wrócić, ale tymczasem schodzę, bo nie chce mnie się siedzieć w takich okolicznościach przyrody. Wracając zaliczyłem jedną skuchę. Na połoninie zapomniałem, że ścieżka znakowana odchodzi na lewo, na skos i poszedłem do samego końca połoniny, gdzie też była ścieżka. I jak zwykle znowu się uparlem, żeby nią iść, "bo na pewmo skręci zaraz i połączy się z tą dobrą". Guzik prawda. Po 500m na szczęście odpuściłem sobie dalsze szukanie wrażeń (bo nie wiadomo, jak by się to skończyło) i zawróciłem. Odnalazłem tę właściwą i już bez przygód wróciłem do szosy. Na stopa czekałem tylko 10 minut. Zatrzymał się jakiś starszy pan i mimo, że on do Kraśnika tylko, to podwiózł mnie do Werchowyny. Dałem mu 50hr (podwójna stawka biletowa, ale więcej raczej niewskazane). Pogadaliśmy trochę. Powspominał, jak kiedyś na Czarnym Czeremoszu były spławy drewna (ostatni w latach 60- tych XX w.). To musiał być prawdziwy zawód ekstremalny, bo zbite w tratwy (daraby) drewno pędziło na sztucznej fali, zrobionej przez mini-zaporę tzw. klauzę. Zawsze prawie ktoś się zabił z obsługi spławu. No ale chętnych nie brakowało, bo płacono dobrze, a i kobietę można było łatwo poderwać na coś takiego. Dziś już zostały z tego tylko "sporty ekstremalne", gdzie nikt za to nie płaci a raczej sami uczestnicy, no i ryzyko utraty życia jest minimalne (kaski, ochraniacze). Rozmowa zeszła na czas wojny i sytuację materialną. Generalnie wszyscy wiedzą i mówią, że zarobki są podłe, że oligarchowie wykorzystują zakaz opuszczania obłasti do narzucania płac, które starczają ledwo co na przeżycie. Wielu mężczyzn chciało by do wojska, bo tam żołd wyższy, niż te pensje, ale nie biorą wszystkich. Choć wszyscy są pod kluczem. I to jest okoliczność, która strasznie obniża patriotyczne postawy. Młodzi śpiewają sobie patriotyczne piosenki, a nawet chodzą w patriotycznych koszulkach, ale dorośli są już bardziej powściągliwi. Wytrzymują to chyba tylko dlatego, że nienawiść do Rosji jest o wiele większa, niż nienawiść do tych oligarchów. No i na tym żerują politycy ukraińscy.
Niedziela, 28.07 24. Po 13-stej wybieram się po raz drugi na Rotyło. Jest słonecznie i nawet widoczność lepsza niż w sobotę. Trochę późno, ale mam właśnie taki plan, aby wejść na Rotyło ok. 16-stej godziny. Zakładam bowiem, że wtedy turystów będzie już mało - w końcu obiad czeka. A jedzenie na Ukrainie to rzecz święta. Startuję o 13 30 z przystanku Wołowa. Drogę już znam, więc mapy nie biorę. Idzie się dobrze. Przy mostku, gdzie w prawo skręca szlak, napotykam schodzące dwie turystki. Pytam się, czy dużo ludzi na Rotyle? Dużo. No tak, ale to było 1.5h temu. Tak się pocieszam.
Na polanie/połoninie w połowie drogi widzę, że ktoś w ciągu ostatnich dni zrył ziemię i trochę zdefasonował ścieżkę. Na początku pierwsza myśl - to krowy. Ale przyglądając się uważnie stwierdziłem, że to robota dzików. A więc dziki tu są. Niesamowite! Niby nie powinno to dziwić, bo sporo buków rośnie niżej, a orzechy buczynowe to rarytas dla dzika. Sam kiedyś jadłem i nawet dobre były. Od razu przypomniałem sobie wspomnienia Józefa Mackiewicza z okresu tuż po I wojnie światowej. Wspominał jaka to wtedy była plaga wilków i ile to zwierzyny w lasach było. A wszystko przez to, że Niemcy zabraniali posiadania broni i zwyczajnie kłusownictwo zamarło. Teraz na Ukrainie w czasie wojny jest podobnie. Ci, co wystrzelali 95% populacji dużej zwierzyny w Karpatach (myśliwymi trudno mi ich nazwać, choć za takich się uważali) poszli na front w pierwszej kolejności - bo dobrze strzelali. No i teraz przyroda odżywa. Kolejne dni potwierdzą to. Duża zwierzyna wraca w Karpaty Ukraińskie.
Przed końcowym podejściem na Rotyło spotykam grupę ok. 20 osób. No pięknie! Schodzą ze szczytu, a więc szanse na ciszę rosną zgodnie z planem. Na Rotyle jestem o 15.50, czyli 2h20min. Mam coraz szybsze przeloty. Prawie 4km/h przy podchodzeniu. Forma idealna. Niestety na szczycie minę mam nietęgą, bo jest ok. 15 hałaśliwych osób. Ale ledwo znalazłem miejsce na spoczynek a widzę, że cała ta grupa zwija się. Zostaje tylko para studentów. Ale oni, jak na ukraińskie zwyczaje, prawie że są niemowami. Coś tam mówią do siebie przy robieniu sobie fotek, ale tak jakoś niegłośno. A potem to już w ogóle milczeli. Widać, że przyszli tu po to samo, co ja.
Widok dziś ładny, wyraźny, szeroki. Ale nie zgodzę się z opinią p. Rugały, który widok z Rotyła zaliczył do top20 w całych Karpatach Ukraińskich. Niewątpliwie jest to najpiękniejszy widokowo szczyt w całym Beskidzie Huculskim, ale w mojej opinii, nie znając jeszcze panoram z Gorganów Centralnych i Beskidów Skolskich, Rotyło nie zmieściłoby się nawet w top50 - po prostu Karpaty Ukraińskie oferują olbrzymią ilość cudownych panoram. W samej Czarnohorze jest 5 szczytów, które biją Rotyło (Pop Iwan, Munczel, Turkuł, Pietros, Gutin Tomnatyk). Na Zakarpaciu jest takich szczytów minimum 15 - na Połoninie Krasnej 3, w Świdowcu 6, w Borżawie 4, w Paśmie Pikuja 3-4, do tego Strymba, Horb, Tyapesz, Berlebaszka, Pop Iwan Marmaroski. Nie chcę dalej wyliczać, bo szkoda czasu.
Jest cisza, jest sielsko. Widać nie tylko Czarnohorę, ale i Świdowiec. Po pół godzinie zwijam się jednak, bo trzeba zdążyć na bus. Nie wiem, o której jest, ale nie można zbyt późno być na dole. Schodzę więc szybko i na przystanku Wołowa jestem o 18.30. Stoi tu dziewczę i sprzedaje sery - bundz i bryndzę. Namawia mnie, ale ja się wymiguję, mówiąc, że bryndzą się zatrułem. To może bundz? Daje mi na spróbowanie normalnego (bo jest jeszcze wędzony). Ten normalny smaczny. Biorę więc kawałek 250g - 65hr. Przy okazji dowiaduję się, że bryndzę robi się bundzu. Mieli się bundz, dodaje soli i wrzuca do bańki. Stąd bryndza jest słona. Dziewczę jeszcze sprawdziła dla mnie w necie, o której mam bus. O 18.48. Pięknie! W samą porę. Oczywiście spóźnił się 15 minut, ale był. Tak więc udało się szybko zakończyć wycieczkę, zgodnie z planem i nawet coś wiecej zobaczyc na szczycie.
Zdjęcia:
Panoramy z Rotyło:
https://yourimageshare.com/ib/Mv1iCAhD5o
https://yourimageshare.com/ib/BT0oxHz33d
https://yourimageshare.com/ib/Bh1iZl4YQq
tagi: ukraina góry karpaty ukraińskie beskid huculski rotyło
![]() |
OjciecDyrektor |
10 października 2024 00:06 |
Komentarze:
![]() |
ArGut @OjciecDyrektor |
10 października 2024 09:07 |
Panorama z Rotyło - zaj***** ...
No i YourImageShare - serwis na zdjęcia bardzo fajne daje możliwości, choć tak jak pisałem koledze, Google Drive czy OneDrive dają większą kontrolę nad publikowaną treścią.
![]() |
OjciecDyrektor @ArGut 10 października 2024 09:07 |
10 października 2024 09:12 |
Youimageshare to jedyna rzecz, która potrafiła załadowac te moje panoramy. Reszta wymiękała...:). A uparłem się, że muszę je zaprezentowac, więc szukałem zawzięcie czegoś, co by poradziło sobie.
Jak jest ładna widocxność, to w Karpatach Ukraińskich jest cała masa zaj***** panoram...:).
![]() |
OjciecDyrektor @ArGut 10 października 2024 09:07 |
10 października 2024 09:20 |
A opis zalinkowanej przez kolege panoramy jest taki:
Po lewej Biała Kobyła, na praeo od niej kolejne szcxyciki Beskidu Huculskiego. Za nimi na drugim, dalekim planie, ale nie na horyzoncie jedt Skupowa (taki płaski jak stół wierzcholek podwójny - lewy to Skupowa, a prawy to Rosticka). Za Skupową na horyzoncie są na lewo od niej Góry Bukowińskie, a na prawo od niej Połoniny Hryniawskie. Na praeo od Skupowej jest już Czarnohora i ciagnie się ona az do tych charakterystycznych "rogów", czyli dwóch wybitnych szcxytów (Hoeerla i Pietros). Przed Czarnohora jest pasmo Kostrzycy, a na prawo od niej pasmo Kukula (częściowo tylko). Na horyzoncie po prawej stronie panoramy jest pasmo Świdowca z Bliźnicą 1883m. Na pierwszym.planie po prawej moja biała podkosxulka i plecaczek..:)
![]() |
klon @OjciecDyrektor |
10 października 2024 19:50 |
<<<No ale jest z tego wyjście - trzeba po prostu wcześnie rano się tu pojawić.>>>
Konsekwencja czy zafixowanie? :)))
BTW
Taka myśl mi przyszła teraz do głowy, że całe życie chodzimy aby znaleść moment w którym dotrze do nas piękno i sens naszych spacerów poprzez czas.
![]() |
OjciecDyrektor @klon 10 października 2024 19:50 |
10 października 2024 20:56 |
Piękna myśl. Ileż razy się zastanawiałem nad tym i pytałem - dlaczego raz jestem zachwycony chodzeniem po górach, a innym razem mam to głęboko w plecach? I chyba o ten sens się rozchodzi. Ludzie czasem mnie się pyrają - po co ja tak chodzę po tych górach? I wtedy się zastanawiam, bo zrobionych zdjęć w zasadzie późbiej nie oglądam. Są, bo są. I tak wiem, że żadne z nich nie oddaje nawet w połowie tego, co czułem patrząc na żywe oczy.
Ale sobie przypomniałem, że góry to są jak nieskończoność. Człowiek chce i pragnie nieskończoności. A że to jest takie chodzenie asymptotyczne, czyli że ru na Ziemi nigdy nie dotrzemy do niej, choć sie zbliżamy,to i pojawia się czasem zniechęcenie lub obojętność. I stąd jesteśmy ślepi na piękno spacerów poprzez czas...:).