-

OjciecDyrektor : Kiedy bogowie zorientowali się, że nie zdołają ukryć wszystkich swoich szwindli, stworzyli ekonomistów.

Drogi donikąd czyli halucynacje kartografów ciąg dalszy

Wtorek, 16.07.24. Dziś w planie wejście na Białą Kobyłę 1477m, a potem przejście grzbietem na Kamieniec i Ihrec 1367m. Trasa dość długa, ale wygląda na mapie do przejścia, bo różnice wysokości nie są jakieś monstrualne. Wychodzę o 6.30. Teoretycznie trasa na Białą Kobyłę wyznakowana jest na niebiesko. W praktyce nie ma żadnych znaków. Ale to tylko początek "nieścisłości" treści mapy.

Aby wejść na właściwą drogę, prowadzącą na Białą Kobyłę trzeba być wtajemniczonym, tzn. trzeba wiedzieć, że tę właściwą drogę wskazuje tabliczka przy głównej szosie z napisem "Wipcze" (po ukraińsku, cyrylicą rzecz jasna). Wtajemniczony zostałem w to dopiero po 500m, od tej tabliczki, gdy spotkałem pierwszych ludzi i zwyczajnie ich zapytałem, gdzie ta droga jest. Mapa nic tu nie pomoże, bo niby pokazuje, że trzeba skręcić za jakimś ośrodkiem zdrowia, ale w realu nie ma żadnego ośrodka zdrowia przy szosie. Przy udzielaniu mi wtajemniczenia spytano mnie jeszcze skąd jestem, z jakiego miasta. No i ja z wylewności serca powiedziałem jeszcze, że z Białej Kobyły idę na Ihrec. Wtedy udzielający mi wtajemniczenia spojrzał tak podejrzliwie i spytał, czy ja zamierzam wrócić na noc do Werchowyny, czy tam w górach nocować? Oczywiście, że wrócić na noc do Werchowyny! Idę na lekko. To się zdziwił. A ja cóż...policzyłem to jako brak umiejętności chodzenia po górach.

No więc wracam do tabliczki "Wipcze" i idę pod górę. Droga na mapie do przełęczy pod Białą Kobyłą ma tylko 10km, czyli ok. 3h marszu. W realu okazała sie "troszkę" dłuższa i na przełęczy melduję się po 4.5h. A szedłem dość żwawo i bez popasu. Co się stało? Nic. Po prostu ta droga, to taka ogromna górska "anakonda". Wije się jak wąż po zboczach. Czasem nawet lekko opada. Ale nie to jest najgorsze. Najgorsza jest nawierzchnia. Kamienie, kamyczki i wszystko to się rusza pod nogami. Przy podejściu to jeszcze jako tako, ale przy zejściu daje w kość.

Na przełęczy jest ogrodzenie i brama. Bramę można łatwo otworzyć (na hak zamykana). Ale póki co idę wąską, stromą ścieżką na Białą Kobyłę wzdłuż ogrodzenia. Sam wierzchołek już zarasta młodymi świerkami, ale ze zbocza, tak z poziimu ok. 1400 roztacza się piękny widok na Czarnohorę i okolicę. Tzn. dziś nie za piękny, bo horyzont znowu mglisty. Codziennie z rana bezchmurnie, ciepło, w południe gorąco, a potem burza. I tak już od tygodnia. Schodzę z Białej Kobyły i idę od przełęczy dalej na północ, jeszcze bardziej kamienistą (czyli koszmarniejszą) drogą, otaczającą ją od północy. Z tej strony też wiedzie ścieżka na szczyt, ale już nie tak stroma. Tymczasem gdzieś tu powinna odchodzić w prawo, lekko w dół ścieżka, prowadząca grzbietem na Kamieniec. Niestety nie widzę jej.

Droga kamienista się kończy, a dalej jest wąska, ale przedeptana ścieżka. Tyle że wiedzie grzbietem. Do tego po ok. kilometrze zanika w lesie zarówno jej prawa, jak i lewa odnoga. I tak to postanawiam wracać do Werchowyny mimo, że dopiero 6,5h trwa wycieczka. Decyzję moją przyspiesza też pojawienie się niewesołych chmurek. Znam je i wiem, że za 2-3h będzie burza. Tak więc powrót po koszmarnie kamienistej drodze. A Ihrec zrobi się z innej strony i w innym czasie. Ta mapa Beskidu Huculskiego jest jakaś ułomna. Przede wszystkim nie oddają poziomice tej "stożkowatej" struktury gór. Wszystkie wyglądają, jak takie trójkąty wystrzelające w górę. Widać, że pod każdy szczyt trzeba podchodzić i to po 150-200m czyli sporo. A na mapie tego nie widać. 

Na szczęście z Werchowyny można dojechać w każde dogodne miejsce startowe do ataku na któryś z głównych szczytów Beskidu. Kolejnym w rozpisce jest Rotyło 1486m (najwyższy), ale jak pogoda, a zwłaszcza widoczność będzie taka, jak obecnie, to trzeba będzie poczekać na zmianę pogody.

Czwartek, 18.07.24. Pogoda się bardzo pogorszyła. Już nie tyle chodzi o te codzienne burze i ulewy, ale widoczność w górach jest fatalna. Pozbawia to człowieka sensu wspinania się na szczyty - przynajmniej mnie, bo chodzę po górach dla widoków, a nie po to, aby tylko chodzić. Aby sobie pochodzić mogę pojechać do jakiejś polskiej puszczy, ot takiej Knyszyńskiej lub Augustowskiej.

Pozostaje więc - wymuszone sytuacją pogodową - chodzenie po miejscach niewidokowych, a dość blisko położonych na pół dnia wycieczki. Jest takie jedno miejsce parę kilometrów na wschód od Werchowyny. Nazywa to się "skelny korydor Dowbuszanka", czyli skalny korytarz/wąwóz. Akurat na Huculszczyźnie wszystkie prawie skały są nazywane od rzezimieszka Dowbusza/Dobosza - taki huculski Janosik, tylko że gorszy, okrutniejszy. Jak nic razem z Janosikiem został wynajęty przez Rosjan do dewastowania transportu przez karpacki główny grzbiet. Bo Rosja blokowała handel Austriakom na wschód, wiec ci musieli caly handel z Galicji przekierować na Nizinę Węgierską, czyli puścić przez mało wygodne szlaki karpackie. Dorabia się Janosikowi i Dowbuszowi "romantyczny" rys, a byli to zwyczajni zbóje wynajęci za carskie ruble do "umilania" życia austriackim kupcom (Ormianom, Żydom, Niemcom, Węgrom).

Na mapie do tego skalnego wąwozu wiedzie żółty szlak z Werchowyny, ale w terenie go nie ma. Poza tym przebieg wyrysowany na mapie to też luźna fantazja kartografa, bo nie ma prostych ścieżek w Werchowynie. Wszystko jest pokręcone, skręcone. Idę więc po swojemu do doliny potoku Słupika. Najprościej tam dojść idąc główną szosą na wschód i przy końcu Werchowyny przejść przez kładkę na Czarnym Czeremoszu, przy której jest kapliczka oraz "barierka" z opon wkopanych do połowy w ziemię i pomalowanych w ukraińskie barwy. Z kładki skręcić w prawo i po 10m w drogę na lewo. Tą drogą po paru zakrętach dojdziemy do doliny Słupika.

Dalej tą doliną do miejsca, gdzie uchodzi do tego potoku inny, bezimienny potoczek. Wzdłuż tego potoczku idzie droga. Trzeba nią właśnie podążać. Zaraz po 50-100m drogę zagradza płot/brama, ale po prawej jest furteczka, przez którą przejdziemy bez problemu przez ten płot. Potem cały czas pod górkę do miejsca, w którym są po prawej takie trzy pniaki-stołki (na jednym można sobie usiąść, drugi jest pochyło ścięty, a trzeci malutki). W tym miejscu w lewo odbija wyraźna dróżka. Początkowo wiedzie stromo, a potem zamienia się w taki długi, okrężny trawers. Dochodzi do odsłoniętego grzbietu, gdzie są trzy chatki (będą po lewej od tej ścieżki). Na odsłoniętym grzbiecie trzeba skręcić w prawo i cały czas pod górę. Po jakimś czasie, ku zaskoczeniu, pojawiają się żółte znaki.

A więc szlak jest. Tylko że nie od Werchowyny. Ścieżka robi się bardzo przyjemna - mało kamieni i konarów, dużo igliwia. W końcu zaczynają się pojawiać skałki w lesie. Wyglądają jak w Karkonoszach, tyle że jaśniejsze. W pewnym miejscu ścieżka obchodząca skałki po lewej dochodzi do przepaści. Jest to tak nagłe, że człowiekowi zaczynają mięknąć nogi. Ostrożnie się wycofuję i schodzę w dół kilkanaście metrów przed przepaścią. Tu właśnie jest ów skalny wąwóz. Długi na jakieś 50-70m. Robi wrażenie, bo jedna ściana jest pionowa, a na dodatek akurat z niej "zwisa" u góry taki skalny kloc, że ma się wrażenie, że zaraz się zarwie i spadnie na głowę. Po przejściu wąwozu wracam ścieżką obchodzącą skały po prawej stronie.

Wracam tą samą drogą. Przez moment przemyśliwałem, czy nie sprawdzić ścieżki na odsłoniętym grzbiecie, przy trzech chatkach, ale po dojściu tam przywitało mnie "mruknięcie" już drugiej burzy w ciągu dnia (pierwsza była w godzinach rannych) i widok nadciągających, ciemnych chmur. Nie miałem więc ochoty na eksplorację w takich okolicznosciach. Na szczęście przy samej Werchowynie burza "rozpłynęła" się i nie trzeba było używać parasola. Na jutro prognozy są takie same i doprawdy nie wiem, co robić. Trzeba cierpliwie czekać, aż ten burzowy walec przeminie. 



tagi: ukraina  góry  karpaty ukraińskie  beskid huculski 

OjciecDyrektor
8 października 2024 00:14
4     691    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

atelin @OjciecDyrektor
8 października 2024 11:09

" Tu właśnie jest ów skalny wąwóz. Długi na jakieś 50-70m. Robi wrażenie, bo jedna ściana jest pionowa, a na dodatek akurat z niej "zwisa" u góry taki skalny kloc, że ma się wrażenie, że zaraz się zarwie i spadnie na głowę. Po przejściu wąwozu wracam ścieżką obchodzącą skały po prawej stronie."

Pan się najwyraźniej obija. Polecam Wąwóz Kraków.

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @atelin 8 października 2024 11:09
8 października 2024 11:33

Pogoda była taka, że czlek w kazdej chwili spodziewał sie burzy. 

zaloguj się by móc komentować

klon @OjciecDyrektor
8 października 2024 16:30

W zasadzie to powstaje "Przewodnik po Huculszczyźnie w odcinkach". 

Gratuluję! 

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @klon 8 października 2024 16:30
8 października 2024 18:49

W zasadzie to powstaje przewpdnik po Karpatach Ukraińskich w odcinkach. Dwa lata temu byly dluuugie odcinki, ale były...:). A za rok - jak Bóg da - Beskidy Skolskie i całe Gorgany plus Bukowińskie Gory i ominiete dwa lata temu masywy na Zakarpaciu (czyli Opresa i Apećka w Świdowcu, Munczel na Połoninie Krasnej oraz Polonina Równa i Ostra Hora oraz Połonina Kuk w Borżawie). Plan ambitny, obliczony na dwa miesiace...wszystko bedzie zależec od pogody. W tym roku zła pogoda zabrała mi połowę planu. 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować