Czy to kryzys?
Poniedziałek, 08.07.24. Wstaję o 5 czasu polskiego. Patrzę, jak piękne czerwone jest słońce o wschodzie. Nawet przez myśl mi nie przemknęło, że czerwony świt jest bardzo często zapowiedzią niepogody. Ale nie uprzedzajmy faktów. Wstaję i....guzdram się. Jakby cała energia z wczorajszego dnia uszła. Jest słonecznie i to mnie jeszcze bardziej rozleniwia. W końcu wychodzę na szlak ok. 9.
Jak tylko założyłem plecak podchodzi do mnie chłopak lat ok. 18, który szedł drogą i pyta się, czy mogę mu dać "toczkę" do mojego internetu. Na początku nie zrozumiałem, o co mu chodzi i myśląc, że chce coś sprawdzić w internecie daję mu swój fon. Patrzę, że on jednak coś tam mnie się pyta o hasło wi-fi do karty i coś szuka w ustawieniach. Mówię mu dyplomatycznie, ale zgodnie z prawdą, że nie znam się na tym i nie mogę mu pomóc, bo kartę aktywował mi ktoś inny. Ale już wtedy przemknęła mi myśl, że on sobie znalazł sponsora, który będzie mu zapewniał darmowy i nieograniczony dostęp do neta. O nie! Dla mnie net, to komunikacja z Polską poprzez whatsappa (można nawet zadzwonić i odbyć rozmowę) i nie będę dawał komuś dostęp do neta, aby sobie oglądał filmy lub słuchał muzyki. Widzę, że już 5 minut gmera i nic nie może zrobic. Wyciągam rękę po swego fona - Dawaj, widzisz, że też nie potrafisz. Uff.
Idę dalej pasmem Kręta-Skupowa. Na celowniku właśnie Skupowa 1579m. Idzie się jakoś ślamazarnie, ale pocieszam się, że to na początku. Podejście pod Skupową jest dość odczuwalne, bo to ok. 300m w pionie. Wchodzę na jakąś polanę i rzucam plecak myśląc, że to Skupowa. Nic z tego. Skupowa przede mną cała obrośnięta lasem i tylko sam wierzchołek odsłonięty. Ale zatrzymuję się i robię popas, bo widoki ładne na wschód i zachód. W końcu się zbieram na główny szczyt.
Na szczycie Skupowej świerki ze wschodu i zachodu. Otwiera się tylko panorama na południe (trzeba zejść ze szczytu jakieś 20m). Ale jaka panorama! Horyzont jest już mocno zaniebieszczony, ale widok na południe robi ogromne wrażenie. Ze smutkiem stwierdzam, że za 20 lat Skupowa przestanie być widokowym miejscem. Inwazja lasu jest szalona. Mapy nadal pokazują połoninę pod szczytem, ale tam wszędzie w rzeczywistości jest już las. Młody las,, ale 5-7m świerk i tak jest nieprzezroczysty. Schodzę ze Skupowej tę samą drogą. Przy zejściu majaczy mi coś jak ścieżka odchodząca w lewo przez las. Może to skrót? Wchodzę kontrolnie, ale słabo widać, aby to była ścieżka skrótowa. Wracam. Później okaże się na dole, że skrót był i mogłem zaoszczędzić ok. 20min.
Teraz idę na Uhorskie Skały (Uhorske Skeli). Widzę, że aby tam się dostać, trzeba dość mocno stracić na wysokości. Postanawiam więc niedaleko zostawić duży plecak w lesie i iść tam na lekko. Okazja taka pojawia się po ok. 50-100m po prawej stronie drogi odbijającej z trawersu Skupowej. Tuż przed tym miejscem dopada mnie jednak pogranicznik na motorze. Nie rozumie, co mówię i - o dziwo - dzwoni do dowódcy. Oddaje mi swój fon i słyszę "dzień dobry". O! Mówi po polsku. Niestety tylko te dwa wyrazy. Resztę też mało rozumie. Dziwne. Inni rozumieli. W końcu mnie puszcza. Po co więc mnie zatrzymywał? Nawet paszportu nie sprawdził. Idę w końcu na te Uhorskie Skały. Już z daleka widzę jedną wystającą ponad las. Reszta skryta w lesie. Teoretycznie jestem na niebieskim szlaku, ale żadnych oznaczeń nie widziałem. Potem pojawią się żółte - zgodnie z mapą. Szlak żółty schodzi ostro w dół i pojawiają się kolejno 4 "maczugi" skalne. Najefektowniejsza jest druga w kolejności, ale jakiś młodzieniaszek zapaskudził ją czarnym sprayem. Dlaczego oni tak bardzo nienawidzą piękna? Ta najwyższa, wystająca z lasu, jest na samym końcu. Wracam. Całość zajęla mi ok. godziny. Gdybym szedł z całym majdanem straciłbym chyba godzinę czasu.
Odnajduję plecak - stan nienaruszony i idę dalej grzbietem w stronę wsi Stołpnia. Dziś plan zakłada dojście aż pod połoninę Łukawica na początku Połonin Hryniawskich. Patrzę na zegarek i widzę, że to nierealne. Idę powoli, a do tego strasznie dużo piję. Co to? Kryzys? Po zejsciu ze Skupowej zaczyna się ciąg szczycików z wysokościami po ok. 1200m. Za pierwszym z nich są urocze skały. Szlak przez ok. 300m wije się między nimi. Są ładne i okolica ładna - taki mały baśniowy ogródek. Jedna ze skał jest tak kanciasta od strony drogi, że przypomina ruiny zamku. Jest gorąco. Idzie się coraz ciężej i wody zaczyna brakować. Przy zejściu szlaku czerwonego (którym teoretycznie cały czas idę) do Stołpni (tak mówią miejscowi, ale na mapach zapisane jest "Stowpni") widzę po prawej zabudowania. Schodzę tam i pytam o wodę. Dostaję zimną wodę ze studni, tak obudowaną, że nic tam się nie dostanie. Pytam o kwaśne mleko. Kobieta nie rozumie - "kisłe" mówię. Też nie. Dopiero, jak spytała - "Huślanka?" dogadaliśmy się i dostaję w kubek pół litra. Jest ciepła i kwaśna. Mówi, aby zmieszać z zimną wodą. Robię to. Jest rewelacyjna. Jak koktajl mleczny. Siadam, piję i delektuję się.
Po wypiciu ruszam dalej, ale wtem pomruk od strony Czarnohory. Burza idzie. A więc dziś tylko do Stołpni. Jak dobrze, że dziś wypadł ten kryzys. Gdybym szedł tempem zgodnym z planem, to byłbym już za Stołpnią, w drodze na Łukawicę,a przy nadchodzącej burzy byłoby tam bardzo niewesoło. Droga zejściowa do Stołpni strasznie kamienista i wyboista. Mija mnie motocyklista. Miejscowy. Oni są mistrzami jazdy po ekstremalnie trudnych drugach. Tego nigdy nie opisze nikt. Świat się podnieca motocrossami itp. A ja tu widzę codziennie dowody najwyższego kunsztu. Zaczyna grzmieć coraz bliżej, ale nie pada, a już schodzę w dół wśród lasu. Dochodząc do Stołpni widzę po lewej ciemnozielony budynej dwukondygnacyjny - "mahazyn"? Tak. Uff. Wchodzę. Od razu z miejsca zamawiam piwo i pytam się o możliwość noclegu.
Ekspedient, sympatyczny męzczyzna lat ok. 30, mówi, że zaraz podzwoni. Jak tylko to powiedział światło zgasło i lipa. Tu mają dostęp do wi-fi i możliwość rozmowy przez komórki tylko po kablu elektrycznym. Trzeba więc czekać,aż włączą prąd. Nagle podmuch taki, że ławy zaczęły drżeć, a kubły z segregacją odpadów przejechały 5m. Ale mam szczęście! Zdążyłem tuż przed burzą. Burza nadchodzi z doliny, ze wschodu. Nietypowo, bo widziałem ją na zachodzie. Nie mogę teraz schować się do sklepu, bo ekspedient "na chwilę" wyszedł. Chwila trwała ok. godziny. Jest dach, więc wszystko przenoszę w nagłębszy kąt. Opatulam plecak pokrowcem i zasłaniam się parasolką - przed wiatrem, bo ostro dmucha. Zaczyna padać, ale tak, że widać ledwo na 30m. Ściana wody. Trwa to godzinę. Przychodzi ekspedient i wciąga mnie w religijną rozmową. On prawosławny patriarchatu moskiewskiego. Zamknęli im tu cerkiew. Od razu mówię, że ja katolik. Słucham go i odnoszę wrażenie, że gadam z prawosławnym protestantem, bo na wszelkie moje argumenty odpowiada finalnie "to sprawa Ducha Świętego. On pokazuje, co jest prawdą i kto ma rację.". Na końcu dochodzę do punktu szczytowego naszej dyskusji i mówię, że w prawosławiu tak naprawdę chodzi o to, aby nie podlegać najwyższemu kapłanowi, czyli papieżowi. Bo przecież jeszcze do VIIIw. duchowieństwo na wschodzie uznawało prymat władzy papieskiej. Dlaczego więc się zbuntowali? A pan to z książek historycznych wyczytał? - pyta. No tak, bo przecież nie żyję 1400 lat i nie jestem naocznym świadkiem. I wtedy nastąpił taki uśmiech i tekst o Duchu Świętym, że nim się trzeba kierować, a nie książkami historycznymi. Klasyczny przykład wyparcia. I wiem, że to wyparcie wbijają im do głów kapłani prawosławni. Gdy nie ma już żadnych argumentów i zaczyna się powoływać na świadka Ducha Świętego, to jest to protestantyzm. Ale w sumie bardzo miły człowiek. Tyle, że obserwując gości w tym sklepie zauważyłem, że tylko on jest taki "uduchowiony".
Wyglądam przez okno. Przestaje pomału padać i pod dachem zbierają się mężczyźni na piwo. Pytam się ich - bo prądu dalej nie ma - czy jest gdzieś możliwość noclegu. A w Prybijniwce jest hostel - mówi jeden. Drugi mu odpowiada, że nie ma. Spierają się. Idę sprawdzić, bo pod namiotem teraz spać, gdy trawa pełna wody to wersja ekstremalna. Od wilgoci ciągnie takie zimno, że trzeba mieć końskie zdrowie. Idę tam. Po drodze widzę taką fajną wiatę z suchą drewnianą podłogą, ale na terenie ogrodzonym. Niby te ogrodzenie niskie, ale wiata tuż przy drodze i bez zgody właściciela miałbym nieprzyjemności. Dochodzę do centrum wsi. W sklepie pani mówi, że hostelu już nie ma i nikt nie wynajmuje pokojów. Co teraz? Wracam do Stołpni. W międzyczasie przestało już zupelnie padać i chmurki schodząc nisko zaczynają przybierać wstęgowato-wężowe kształty. Wygląda to baśniowo. Patrzę też na rzekę. Ale się zmieniła. Jest żółta od niesionego mułu. Widać też każdą dziurę na drodze, bo wodą wypełnione. W Stołpni pod dachem w sklepie picie i rozmowy na całego, ale tylko piwo - Zakarpackie. Pytają się mnie - i jak? Nie ma hostelu. To co teraz zrobisz? Nie wiem. Kobieta spotkana po drodze powiedziała mi, że gdzieś za sklepem jest polana obok potoku i tam turyści rozbijają namioty.
Nagle taki najtęższy i najweselszy - dusza towarzystwa - mówi mi, że może mnie zawieźć jeepem, który stoi o tam, przy drodze, 3 km w górę doliny, gdzie będę mógł przenocować pod dachem. Zapytałem się, czy jest dusz (prysznic)? Zaśmiał się, ale powiedział, że jest. Myślałem, że żartuje, a on na to, że nie. Wypije jeszcze to jedno piwo i mogę się pakować do jeepa. Ktoś jeszcze z towarzystwa spytał się czy mam pieniądze na tę kwaterę? Wszyscy się zaśmiali. Nie wiem, co o tym sądzic, ale ryzyk-fizyk. Zgoda. Wsiadam z tyłu, na zadaszoną pakę do tego jeepa. Jeep to wielkie słowo. Ten jeep był jeepem "leśniczym" ale po takich przejściach, że u nas byłby już dawno zezłomowany. Szyba z przodu miała tyle "zmarszczek", że 100-letnia babcia ma ich mniej. Do tego ślad po uderzeniu kamieniem (odpryskiem od przejeżdżającego wozu). Czy on coś przez nią widzi? Widzi, spokojnie. Jeździ tą drogą od dawna i zna każdy zakręt, każdą dziurę, każdą kałużę. Wypił chyba z kilka piw, ale że ma ze 100kg wagi, to jest trzeźwy. Taką mam nadzieję. Po drodze zatrzymuje się u męża swojej córki (czyli u córki). Gdy ten mąż córki się dowiedział, że wiozą Polaka, to wyszedł i zaczął ze mną rozmawiać po polsku. Uważnie, po mału, szukając w pamięci słów, których się nauczył. Skąd jestem? Ze Szczecina. To dobrze, że nie z Krakowa. Dlaczego? Bo te Krakusy to mnie tak denerwowały. Jak to? Ciągle mi gadali o historii, a ja młody człowiek przyjechałem do pracy i miałem w dupie historię. Do tego często nazywali mnie Ruskim - tak mnie to *******, że w końcu przeniosłem się do Opola. A w Opolu jak? Cudownie! Odpowiadam mu, że znam kilku ludzi z Krakowa i to są normalni ludzie. Też się interesują historią, ale Kraków właśnie taki jest - żyje historią. To dawna stolica Polski i....Ukrainy przez 16 lat. Pytam się go, czy chciałby wrócić do Polski? Bardzo! Ale teraz nie może, dopóki jest wojna. Jedziemy dalej i coraz dalej i zaczynam się zastanawiać, czy te 3 km nie zamienią się w więcej. Zamienią, ale to dobrze. Czym bliżej Łukawicy, tym lepiej.
Wysiadka. Prowadzą mnie do chatki dla pracowników leśnych. Są cztery łóżka, w tym jedno piętrowe. Stół, dwa taborety, ale jeden z wystającą główką śruby. Chatka jest z wewnątrz opakowana czymś złotym. Od razu skojarzyłem to z rodzajem foli NRC, ale w wersji "budowlanej". Jest ciepło, ale to dobrze. Teraz bardzo potrzebuję ogrzać się, bo mokro i temperatura trochę spadła. Jest już tylko 1,5h do zachodu śłońca. Pytam się, gdzie toaleta? A tu, tu, tu i tam - wskazuje ręką na teren za chatką. Gdzie chcesz, tam można. A prysznic? Chodź. Ściągam buty, biorę mydło, ściereczki do wycierania i idę pod górkę. Na górce stoi chata, a nawet dwie. Pokazuje mi drewnianą komórkę - tam jest dusz. Wchodzę, a on mówi, aby poczekać, bo idzie nalać wody. Nalewa ciepłej wody. Słyszę bulgotanie, przekręcam kranik w zwisającym prysznicu i woda się leje. Nie tak obficie, ale wystarczająco, aby się spokojnie wykąpać przez 25 minut. Dziękuję i chcę zapłacić. Nie trzeba. Jeszcze raz serdecznie dziękuję i idę do chatki. Muszę uważać, bo skarpa jest miejscami dość stroma. W chatce od razu wybieram najwygodniejsze łóżko i padam, jak nieżywy. Cały robię się gorący - to chyba zmęczenie wychodzi. Myślę jeszcze, co mnie dziś spotkało i bardzo się cieszę, że dzięki temu kryzysowi udało się wyjść bez szwanku. Sam tego bym nie zaplanował. To się nazywa Opatrzność.
Zdjęcia:
Panorama ze Skupowej:
https://yourimageshare.com/ib/NlptX5VfDe
https://yourimageshare.com/ib/Wr14S9fbWu
Panorama z przedwierzchołka Skupowej na wschód, na Góry Putyłowskie:
https://yourimageshare.com/ib/qc1ylgiTDe
https://yourimageshare.com/ib/ucwOIdYy1u
https://yourimageshare.com/ib/IGyTBCeG4o
Panoramy na Góry Putyłowskie z drogi na Skupową:
https://yourimageshare.com/ib/R3NDlPTRXL
https://yourimageshare.com/ib/4SdaE8PT8T
tagi: ukraina góry karpaty ukraińskie skupowa uhorskie skały
![]() |
OjciecDyrektor |
26 września 2024 00:41 |
Komentarze:
![]() |
klon @OjciecDyrektor |
26 września 2024 07:31 |
<<<Bo te Krakusy to mnie tak denerwowały. Jak to? Ciągle mi gadali o historii, a ja młody człowiek przyjechałem do pracy i miałem w dupie historię.>>>
Coś się widzi, że Krakusy lubią "wkurzać" Ukraińców. Też tak słyszałem przed 15-tu laty.
<<<Kurna, Pytają się mnie - i jak? Nie ma hostelu. To co teraz zrobisz? >>>
Nie ma chyba nic gorszego niż brak ciepłego konta na koniec podróży. Gdy nie ma dokąd wrócić.
![]() |
OjciecDyrektor @klon 26 września 2024 07:31 |
26 września 2024 08:39 |
Gdyby było zimno ale sucho, to spokojnie można wytrzymać. Ale jak jest zimno i mokro, to już jest ostry test psychicznej wytrzymałości...:). Tak sobie myślę, co wtedy zrobiłby minimalista plecakowy? Rozbiłby tarpa i położył się na mokrej trawie, od której bije takie zimno, że żadna mata tego nie zneutralizuje? A może by zaryzykował wejście na cudzą posesję i położył się pod tą wiatą?
Ci minimaliści chyba naprawdę nie wiedzą co to wilgoć w górach i gwałtowny spadek temperatury po burzy.
![]() |
Henry @OjciecDyrektor |
26 września 2024 09:06 |
Krakusy to centusie i wszystko najchętniej chcieliby gratis. Tacy to Ukraińcom nie dadzą zarobić ;-)
![]() |
OjciecDyrektor @Henry 26 września 2024 09:06 |
26 września 2024 09:40 |
No ja Krakusów broniłem...:). ArGut, Betacool/Alfatool, Tomasz Bereźnicki, Qwerty - to są,nawigatorzy z Krakowa...:).
![]() |
OjciecDyrektor @Henry 26 września 2024 09:06 |
26 września 2024 09:43 |
Po prostu chłopak trafił na niewłaściwe osoby i tyle. W Szczecinie, skąd pochodzę, jest też jakiś procent ludzi, których lepiej omijać jak kupę...a Warszawie gdzie teraz mieszkam, to juz w ogóle jest takie wymieszanie ludzi wspaniałych i ludzi przykrych, że nigdzie takiego chyba nie ma (poza Gdynią - tak mi dobry kolega niedawno powiedział "W Gdynii jest wszystko co najlepsze i wszystko, co najgorsze").
![]() |
ArGut @OjciecDyrektor |
26 września 2024 13:24 |
Tytuł brzmi tak zachęcająco, że to już o tych "piniondzach" co to kolega nawigator ma zarobić na tym bałaganie co się miesza między Najlepszymi Niemcami, Niemcami i Najgorszymi Niemcami ...
A to jeszcze góry ... czytam ...
![]() |
ArGut @OjciecDyrektor |
26 września 2024 13:58 |
>To się nazywa Opatrzność.
Łaska buduje na naturze. Taka fraza .. do rozmów z "uduchowionymi" protestantami prawosławnymi.
W Krakowie jest mnóstwo ludzi z Ukrainy, od 2014 roku jakoś przypadł im do mieszkania i pracy. Dodatkowo jak z jakiś okazji pojawiają się publicznie, jak przy ambasadzie czy w radio to mówią bez kokieterii i krygowania.
Ciekawi mnie czy na Ukrainie, Ukraińcy mówią po ukraińsku czy po rosyjsku? Ja tak rozróżniam jak rozumię to mówią po rosyjsku a jak nie rozumię ale brzmi jak rosyjski to ukraiński ... Kraków pełny jest Ukraińców i Rosjan. Rosjanie to chyba przeniesieni z Ukrainy i Rosji pracownicy korporacji.
![]() |
klon @Henry 26 września 2024 09:06 |
26 września 2024 16:41 |
Tu nie o kasę chodziło, tylko o "powiedzenie jak jest" :)) Co do "drobnych" spróbuj pogadać z poznaniakiem. :)
![]() |
klon @OjciecDyrektor 26 września 2024 08:39 |
26 września 2024 16:48 |
Minimalista... wszedłb by na dzrewo? :)
Choć nie stosuję zasady "mini-max" osobiście byłem bliski takiego rozwiązania przy podejściu na Olimp. Padła mi bateria w czołówce na podejściu do schronu. Noc zapada tam gwałtowniej niż w Polsce, a szlak prowadzi blisko krawędzi ściany +- 100 m. Miałem piętra...
![]() |
qwerty @OjciecDyrektor |
26 września 2024 17:53 |
Świetnie się czyta. Lektura jak odmładzająca kuracja.
![]() |
OjciecDyrektor @qwerty 26 września 2024 17:53 |
26 września 2024 18:57 |
Dziękuje...:). Tsk ma byc - czytam dana notke swoja po kilka razy i jesli mnie sie nie nudzi za piatym razem, to znaczy, ze ok.
![]() |
OjciecDyrektor @klon 26 września 2024 16:48 |
26 września 2024 19:03 |
Byłem na Krecie - tam tez ciekawe gory. Noc faktycznie szybko zapada. Najgorsze jest tam jednak to, ze trawa tnie buty jak żyletka (taka ostra). A do tego skaly czesto takie jakies skamieniale koralowce - bardzo ostre, kruche i nierowne.
Gory w Grecji mnie korca. Olimp,,Smolikas, Giona, Parnas, Takger, Arhamanika, Wardusia, Agafa, Gramos. Czy bede tam? Nie wiem. Bi najpierw Karpaty, a potem gory w Bulgarii, Czarnogorze, Macedonii, Albanii i Bosni. Chocjak sie zdarzy okazja, to moze wczesniej. W kazdym razie tylko wrzesien/październik, bo upaly letnie zabiją.
.
![]() |
OjciecDyrektor @ArGut 26 września 2024 13:58 |
26 września 2024 19:10 |
Na Ukrainie jest ciekawie jezykowo. Ludzie mowia po ukrainsku, rosyjsku i tzw. "surżykiem" czyli mieszanina ukraińskiego i rosyjskiego. Co ciekawe, Ukrainka rosyjskojezycxna, pracujaca w Polsce powiedziała mi, że na Ukrainie nauka ukrainskiwfo była obowiazkowa takze za komuny, wiec ci rosyjskojezyczni znali ukrainski.
Wyjatkowe jest Zakarpacie - tam ludzie mówia w tak roznorodnych dialektach ukraińskiego i rosyjskiego, że czadrm mialem wrażenie że rozmawiam ze Słowakiem lub nawet jakims góralem ze Śląska...:).
Jak kolega rozumial, to znaczy, ze to był surzyk, bo ukraiński jest bardzo podobny do polskiego. Mniej niż Slowacki, ale prawie. Moze ja mam takie odczucia, bo pomimo nauki w szkole rosyjskiego , język ten jest dla mnie malo zrozumialy, mało intuicyjny, jak inne słowiańskie jezyki.
![]() |
OjciecDyrektor @ArGut 26 września 2024 13:24 |
26 września 2024 19:12 |
Tak myslalem, ze ludzie pimyśla, ze o ekonomii...:). Choc po prawdzie kryzys bedzie, ale wlasnie mam zamiar na nim zarobic...:), wiec jestem optymistą.
![]() |
klon @OjciecDyrektor 26 września 2024 19:03 |
26 września 2024 19:28 |
Olimp jest "otwarty" do +- 10-14 września. Starżnicy Parku mogą robić trudności. Warunki pogodowe po tym terminie nie są "przyjazne dla zdrowia". Widziałem co potrafi wkurzony Zeus - polskie burze to pikuś. :)
Wejście na Olimp zaczyna się najwcześniej 5:00 Wcześniej nie wyjdziesz, bo schron zamknięty, aby nikt nie chodził "po nocy" i nie spadł ze ściany. Wczesne wyjście ze schroniska na 2 000 m pozwala zdobyć szczyt przed 10:00. Później chmury znad morza przesłaniają wszystko co poniżej szczytu.
BTW
1. Tabliczka przed wejściem na schron przed Olimpem w językiem polskim: "Zakaz wnoszenia własnego prowiantu" :)))
2.Sporo wody trzeba nosić w bukłakach, bo jakby mało jest strumyków.
3. Szlaki dobrze oznakowane - 2-3 metrowe stalowe rury z tabliczkami.
ps. Mnie kusi Macedonia.Ech. Latek coraz więcej na karku i permanentny "brak czasu", jak nie jest się włóczylijem.
![]() |
OjciecDyrektor @klon 26 września 2024 19:28 |
26 września 2024 20:15 |
Šar Planina, graniczny Korab, Jakupica i gora Perister to moje marzenie...:). Jest taka stronka
https://klub-karpacki.org/
i tam są zdjęcia gór na Bałkanach. Małe, trochę niewyraźne, ale nic lepszego nie ma. Autor strony Paweł Pontek to dla mnie legenda górskiego trekkingu. Pierwszy raz zobaczyłem tę stronę w 2002 i to był coś. Strona od dawna nieakrualuzowana, ale warto pooglądać zdjęcia.
![]() |
klon @OjciecDyrektor 26 września 2024 20:15 |
26 września 2024 20:32 |
Tak!
Góra nie musi mieć 8k+ aby była wyzwaniem. :))
![]() |
OjciecDyrektor @klon 26 września 2024 20:32 |
26 września 2024 21:01 |
Będzie relacja ze wschodnich Gorganów...tam wyzwaniem nawigacyjnym jest chodzenie po tych gołoborzach. Kto nie był na Syniaku 1667m od wschodniej mańki (czyli od Chomiaka), ten nie ma pojęcia o górach skalistych...:). Tatry to nawigacyjny pikuś.
![]() |
klon @OjciecDyrektor 26 września 2024 21:01 |
26 września 2024 21:14 |
Brzmi biecująco. :)
![]() |
Paris @OjciecDyrektor 26 września 2024 19:03 |
26 września 2024 21:18 |
Oh la la,...
... no to zdrowia i spelnienia marzen zycze !!!
Bo dla mnie to bedzie oznaczac, ze na SN bedzie baaardzo ciekawie... i nie bedzie czasu na nude. A od zeszlego roku ,,chodzi mi po glowie,, rejs po Morzu Egejskim, bo od ostatniego i pierwszego w moim zyciu rejsu po wyspach Chorwacji - po prostu ,,zachorowalam,, mocno na rejsowanie. I jesli chodzi o Grecje to tylko wrzesien albo pazdziernik wchodzi w gre, bo rzeczywiscie wczesniejsze upaly sa bardzo trudne do zniesienia.
![]() |
MarekBielany @OjciecDyrektor 26 września 2024 19:03 |
26 września 2024 21:29 |
Im bliżej Równika, to nieboskłon jest coraz bardziej w pionie, chowając się za horyzontem.
Świetne.
![]() |
OjciecDyrektor @MarekBielany 26 września 2024 21:29 |
26 września 2024 22:30 |
No wiem...:). Ale i tak człowiek się łudził, że w Grecji będzie trichę podobnie jak w Polsce. Jeszcze jedno ciekawe zjawisko optyczne zaobserwowałem na Krecie. Na 2-3 godziny przed zachodem słońca, światło słoneczne robi się takie przyjemnie miękkie. U nas tego nie ma.
![]() |
cbrengland @Paris 26 września 2024 21:18 |
27 września 2024 20:50 |
Popatrz, kto by pomyślał, że spotkamy się na morzu jednak,może.
Jak wiesz, żeglowalem po Mazurach jeszcze w Polsce. Nic nie jest cudowniejsze, niż wiatr w zaglach na jachcie. I myślałem, że to już będą tylko wspomnienia. I mój rejs na jachcie do Ziemi Świętej, stąd z Anglii, który chciałem zrealizować, pozostanie tylko marzeniem. A popatrz, nic z tych rzeczy. Właśnie przenioslem się prawie do Szkocji teraz. I w zasadzie zdaje się to tylko kwestia czasu i pieniędzy jednak i wypłynę na morze. A póki co, na pewno na jeziora północnej Anglii i Szkocji właśnie.
Życie jest piękne ☺
________
![]() |
MarekBielany @OjciecDyrektor 26 września 2024 22:30 |
27 września 2024 21:06 |
To jest cienka granica pomiędzy na miękko i twardo.
P.S.
Lepiej jest zagotować więcej wody i nie przerywając gotowania w siedem minut. Gotowe jest i szybko schłodzić.
Taki tam przepis z WAT widziany z ulicy.
![]() |
OjciecDyrektor @MarekBielany 27 września 2024 21:06 |
27 września 2024 21:10 |
Jutro będą sardynki w sosie pomidorowym...:)
![]() |
MarekBielany @OjciecDyrektor 27 września 2024 21:10 |
27 września 2024 21:14 |
pożywniejszy jest paprykarz szczeciński.
:)
![]() |
Paris @cbrengland 27 września 2024 20:50 |
27 września 2024 23:01 |
No, kto by, Krzysiu, pomyslal, ze...
... dane mi bedzie ,,odkryc,, urok rejsowania i to na stare lata !!!
Tak, zycie jest piekne... i nieprzewidywalne,... i niech takie zostanie.
![]() |
cbrengland @Paris 27 września 2024 23:01 |
27 września 2024 23:12 |
Tak mam teraz. A wszystko przede mną. Z jednej strony jeszcze Anglia ale tam, w oddali, na drugim zdjęciu, to już Szkocja.
Bajka normalnie ☺
________
![]() |
OjciecDyrektor @klon 26 września 2024 20:32 |
29 września 2024 20:55 |
Znalazłem na moim ulubionym kanale film z wejscia na Olimp.
https://m.youtube.com/watch?v=XuH3zyv1QgE
Powiem tak - zejście z Chomiaka w Gorganach było podobne do zejścia ze szczytu Skala...:). Ale generalnie Olimp mnie sie podoba na tym filmie.