-

OjciecDyrektor : Kiedy bogowie zorientowali się, że nie zdołają ukryć wszystkich swoich szwindli, stworzyli ekonomistów.

Nić Ariadny

Sobota, 06.07.24. Rano bezchmurne niebo. Bardzo dobra widoczność. Idę na Munczel i główną granią Czarnohory aż do Gutin Tomnatyka. Droga obeschła trochę po wczorajszym wietrze. Idzie się więc w miarę, tym bardziej, że jest chłodno. W lesie na trawersie, gdzie w poniedziałek pocięły mnie strasznie komary, dziś spokój (dochodzę tu w 1h 30min, czyli jest progres). Pewnie za chłodno dla nich. Ale gdy będę wracał urządzą sobie sztafetę ze mną i ciąć mnie bez litości, tak że nawet szybkie chodzenie nie pomoże. No ale z rana się cieszę, że tak bezboleśnie.

Dochodzę do końca trawersu. Widzę "słup" Munczela. Stąd robi on duże wrażenie. 500m w górè ostrego podejścia z atrakcjami. Tą atrakcją jest potok płynący tuż obok ścieżki, a w czterech miejscach centralnie ścieżką. Aby się w nim nie skąpać trzeba po pierwsze mieć kijek, a po drugie dobrą równowagę, aby chodzić po kamieniach, które nie są równe, płaskie i nie wszystkie są suche. Trudne technicznie, ale frajda duża. W tym roku wody jest tak dużo, że potok płynie w kilku miejscach aż dwoma korytami - swoim naturalnym i ścieżką. Na szczęście te odcinki można przejść obok ścieżki po trawie. Wychodzę z kosodrzewiny i wchodzę na połoninę. Teraz się przekonam, gdzie ta ścieżka dochodzi do grzbietowej drogi donikąd.

Otwiera się widok na strome ściany Dzembroni i Munczela - to polodowcowy kocioł Dzembroni. Po prawej pojawiają się skałki, które w porannym słońcu wyglądają bajkowo. Nazwałem je Syreny, bo o mało mnie nie zgubiły przez tę dobrze widoczną drogę donikąd. Przy pierwszej - licząc od wierzchołka Munczela - skałce droga skręca w lewo i....po 100m znika w trawie. Aha. A więc dlatego jej nie widziałem z drogi grzbietowej. Idę na kreskę po w miarę wygodnej trawie i niedługo trafiam na tę drogę grzbietową, którą już spokojnie na szczyt Munczela 1999m. Patrzę za siebie i wiem już, że z drogi grzbietowej trzeba odbić przy pierwszej skałce w prawo, aby trafić na właściwą ścieżkę prowadzącą do Dzembroni. Na Munczelu pusto, ale widoki cudne. Jestem na nim po 4h. U podnóża Munczela biegnie ścieżka, trawersująca ten szczyt i chyba dlatego nikt na niego nie wchodzi, bo usłyszałem w dole na tym trawersie jakiś głos. Nie martwi mnie to wcale. W ciszy i spokoju może sobie samotny turysta pokontemplować te wspaniałe panoramy. Widoczność to nie "żyleta" ale na horyzoncie majączą nawet - przez lornetkę lepiej widoczne - Alpy Rodniańskie, czyli najwyższe góry całych Karpat Wschodnich (najwyższy szczyt Pietros ma aż 2303m, choć dziś sam wierzchołek zakrywają chmurki). Te ostre szczyty, trójkątne piramidy robią ogromne wrażenie z daleka. Koniecznie trzeba będzie tam się wybrać kiedyś.

Cały masyw Munczela aż po Koszaryszcze musi być jakimś bezludziem, bo podchodząc na trawersie, w piętrze kosodrzewiny, usłyszałem kilka metrów w dole odgłos kopyt - chyba jakaś spłoszona sarna, bo jeleń tu, to chyba niemożliwe, a o kozicach górskich, to nawet nie myślę. Na Munczelu robię dłuższy postój - 45min. Najpierw fotki, potem lornetka, a dopiero potem w spokoju jedzenie. Idę dalej, na drugi po Howerli - pod względem wysokosci - szczyt Brebeneskul 2037m. Na przełęczy pomiędzy nim, a Munczelem stoi namiot. Zdziwienie wielkie, ale w drodze powrotnej okaże się, że to zbieracz kwiatostanu brusznicy. Na Brebeneskulu też pusto. Na szczycie flaga ukraińska, tryzub oraz portret turysty, który tu zginął. Na zdjęciu widać mocnego młodego mężczyznę o posturze komandosa - duża klata, mocne nogi. Nie wiem jak zginął. Wiem tylko, że kilka lat temu na grzbiecie Czarnohory zginęło z wyziębienia dwóch turystów. Czy to jeden z nich? Nie wiem. Ale jeśli tak, to wyobrażam sobie taką sytuację, że przyszedł nagły silny i zimny wiatr - to najskuteczniejszy czynnik wychładzający. Musiał iść z Popa Iwana. W rejonie Dzembroni zaskoczyło go załamanie pogody. Na Munczel jeszcze wszedł. Być może chciał nim zejść do Dzembroni, ale tak jak ja, nie odnalazł drogi na dół. Wrócił się więc i z Brebeneskula chciał przez Kizie Ułohy, nieznakowaną ścieżką, dojść do schroniska Biały Słoń. Nie zdążył. Nagłe zasłabnięcie i koniec na szczycie Brebeneskula lub w jego okolicy. Z wiatrem żartów nie ma, a jeśli jeszcze były nisko chmury, to w Czarnohorze można łatwo stracić orientację.

Panoramy z Brebeneskula o wiele mniej fotogeniczne, niż z Munczela. Schodzę z niego i po 5 minutach wpadam lewą nogą w dziurę. Przykryta była trawą. Cud, że nogi nie złamałem. Uratował mnie kijek, którym się podtrzymałem. Wyciągam nogę. Wkładam kij w dziurę i szukam kamienia, aby ją zapchać - bo w drodze powrotnej znów mogę w nią trafić lub ktoś inny. Oderwałem solidny kamulec i wkładam. Pasuje. Niedługo potem spotykam dwóch turystów, potem jeszcze czterech. Ci pierwsi dwaj idą w ciszy. Pozostali tradycyjnie gadają głośno. W drodze powrotnej znów ich spotkam. Czyli wszyscy prawie dochodzą tylko do Brebeneskula i wracają. Odcinek między Brebeneskulem a Pohane Misce jest więc najodludniejszym terenem głównej grani Czarnohory, a Munczel jest tu wręcz ultra odludny.

Mijam trawersem dwa bezimienne wzniesienia i dochodzę do zwornika, gdzie odbija droga na Gutin Tomnatyk 2016m. Na mapie poziomice mówią, że podejście na niego to tylko jakieś 60m. W rzeczywistości podejście jest krótkie, ale strome i ma ok. 100m. Ale warto wejść na niego, bo panoramy z tego szczytu należą do jednych z piękniejszych w Czarnohorze (na mojej liście top5 jest: Pietros, Turkuł, Munczel, Pop Iwan i właśnie Gutin Tomnatyk). Na szczycie była jeszcze tylko czwórka turystów. Niestety u podnóża szczytu jest jeziorko, które ściąga wielu turystów. Hałaśliwych turystów i najlepiej wchodzić na ten szczyt w godzinach rannych. Na Gutin Tomnatyku jestem po 6h i 10min.

Czas wracać i załatwić problem zejścia z Munczela. Wziąłem bowiem ze  sobą jaskrawo pomarańczową szpulkę taśmy z zamiarem prawidłowego wyznakowania tego trudnego orientacyjnie zejścia z  Munczela. Schodząc więc z Munczela tym teoretycznie czarnym szlakiem, doszedłem do pierwszej skałki, którą grzbietowa droga donikąd mija z lewej strony. Tu przystaję i widzę, że w prawo odchodzi coś jak ścieżka. Przez 20m pokonuje garbek i zaraz za nim widać tę właściwą ścieżkę w dół. Tnę taśmę na kilkanaście odcinków i przywiązuję do gałązek karłowatej kosodrzewiny lub innych krzewów. Tak uczyniłem na całym połoninnym odcinku, aby ludzie idący nawet we mgle nie stresowali się, czy idą dobrze. Tak więc od dnia 6 lipca 2024 zejście z Munczela zostało ostatecznie prawidłowo wyznakowane pomarańczową taśmą. Kolor pewnie zniknie po jakimś czasie, ale biała taśma też będzie dobrze widoczna na tle zieleni.

Teraz tylko zejście do Dzembroni i żegnam się z Czarnohorą. Bo nie wiem, czy kiedyś tu wrócę. Z doświadczenia życiowego wiem, że powrót będzie trudny, a być może niemożliwy do zrealizowania, gdyż mam tyle planów wycieczkowych, że życia zabraknie na ich realizację. Trzeba więc robić ostrą selekcję i chodzić tam, gdzie jeszcze nie byłem.

Zdjęcia (zdjęć więcej niż 10 - kliknąć "load more")

https://imgur.com/a/yJJ0D9e



tagi: ukraina  góry  karpaty ukraińskie  czarnohora  munczel  gutin tomnatyk  brebeneskul 

OjciecDyrektor
22 września 2024 05:54
6     704    7 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Matka-Scypiona @OjciecDyrektor
22 września 2024 07:49

Podziwiam pamięć do szczegółów. Widoki, jak zawsze, piękne no i czuję tę cudowną ciszę 

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @Matka-Scypiona 22 września 2024 07:49
22 września 2024 11:31

Nie ma co podziwiać pamięci...:). Po prostu po każdej wycieczce spisywałem od razu wrażenia. Czasem następnego dnia. Gdyby nie to, to wiele rzeczy by uleciało. Poza tym uplyw czasu spłyca emocje, które towarzyszyly chwili i gdyby to spisywać po miesiącu, to i sposób opisu bylby taki inny, mniej dynamiczny.

zaloguj się by móc komentować

BTWSelena @OjciecDyrektor 22 września 2024 11:31
22 września 2024 12:44

" Nie ma co podziwiać pamięci.." -a jednak jest co podziwiać.Czytam i czytam spisywane wrażenia i tak sobie myślę,że każdy tytuł powinien brzmieć "Samotność w górach Ukrainy".Ze spisywanych wrażeń wynika ,że ryzykuje pan życie dla surowego i bezludnego obszaru dla wrażeń piękna i pasji,mimo trwającej tam wojny.

Nie dziwi mnie bezludzie w górach Ukrainy,chociaż tam dziwna wojna jest. Spodziewałam się jednak więcej wniosków pana -co do tego"bezludzia",bo jednak mimo SOW jak twierdzi carewicz Putę,tam chyba regularna wojna z trupami w tle,a pan tak spokojnie szuka wrażeń i piękna gór. Rzadko spotkane studentki ,czy baby,nie oddają jednak sytuacji SOW i pozostaje tylko samotność w górach i podziwiania piękna przyrody i klimatu jak to w górach... Ale nie dziwię się ryzyka pana wędrówki,bo zawsze co zagraniczne -to inne,chociaż i w Polsce nie brak podobnych wrażeń.

Ja jednak po panu spodziewałam się większej analizy ,w kontekście przyrody,co do wędrówek po Ukraińskich górkach,oraz co tam się odbywa,ale być może jeszcze się ukaże.?... Spokój i piękno gór jest zawsze piękne ,ale dziwi mnie jedno; że odgłosy tej wojny nie mącą tej pięknej ciszy... Jeżeli tak jest to mister Putę odstawił największy wrestling świata Ukrainie i ćwiczy nadal...Słuszne jest przekonanie ,że góry są jak opoka--niezwruszone swoim majestatem,bez względu jak szurnięta jest polityka panujących władców...

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @BTWSelena 22 września 2024 12:44
22 września 2024 13:35

Spokojnie...jakieś spostrzeżenia i wnioski będą w dalszych odcinkach. Nie pojechałem na Ukrainę w celach naukowo-badawczych, a rekreacyjnych. 

Pojechałem tam z premedytacja w czasie wojny, bo to jedyny sensowny ojres, kiedy można po pierwsze znaleźć dośc łatwo nocleg, a po drugie cieszyć się ciszą. Przed wojna o te dwie rzeczy było trudno - jak wynikało to z relacji.

zaloguj się by móc komentować

BTWSelena @OjciecDyrektor 22 września 2024 13:35
22 września 2024 14:40

No taaak..... i jak to na wojnach bywa,cieszę się ,że nie poniósł pan gwałtu intelektualnego i fizycznego.Tylko,widzi pan,jakoś zbytnio dużo zaczytywałam się o wojnach i nigdy nie ma -co liczyć na piękną ciszę w czasie jej trwania,dlatego ta dziwna wojna którą prowadzi Mr Putę jest dla mnie tym bardziej niebezpieczna i niczego dobrego Ukrainie,ani sąsiadom nie wróży...ale może jestem zbytnio przewrażliwiona?...bo chyba za dużo tam młodych nieboszczyków ,jak czytam gdy chwali się TYM jedna i druga strona...

Mówi przysłowie ,ze ponoć baletnicy ,przeszkadza nawet rąbek spódnicy...to odnośnie tego "carewicza"...to takie w nawiasie moje spostrzeżenia.

A tak w ogóle to oczekuję podsumowania i wniosków z tej wędrówki po terenach ogarniętych przecież wojną...wróć SOW-em...oj to więcej niż babska ciekawość...jak do tej pory to pan wędrował i wędrował...odważne i cudne to jest i każdemu po cichu zazdroszczę,ale no cóż jest jak jest ze mną..

 

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @BTWSelena 22 września 2024 14:40
22 września 2024 15:32

Karpaty są oddalone od frontu o jakieś 700km. To naprawde wystarczajaca odległosc, aby zazywac odpoczynku w ciszy i spokoju...:)

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować