-

OjciecDyrektor : Kiedy bogowie zorientowali się, że nie zdołają ukryć wszystkich swoich szwindli, stworzyli ekonomistów.

Halucynacje kartografów

Środa, 26.06.24. Dziś troszkę zabarłożyłem i na szlak wyszedłem godzinę później, czyli o 7 (6 czasu polskiego). Poranek piękny, bezchmurny. Idę na Kostrzycę. Z Zawojeli to tylko 3 km. Wg mapy ścieżka nieznakowana wiedzie w lewo do rzeki Prut. Znajduje się ona pomiędzy ośrodkiem zwanym "Hotel coś tam coś tam" a sklepem spożywczym, który jest przy samym szlabanie (ten szlaban to jest chyba od 150 lat i nawet nadano temu miejscu - z tego powodu - nazwę Szlaugbaum czy jakoś tak). Ścieżka wygląda jak nieduży plac, na końcu którego stoi kupa kamieni ułożona w stos, ale jak się do tych kamieni podejdzie, to po lewej zobaczy się drogę a'la kocie łby, wiodącą wprost do Prutu. Dokładnie tak - wprost, bo tu się kończy. Zero kładki, zero kamieni ułożonych tak, aby można było przejść. Prut jest szeroki i głęboki tak do łydki. W sumie i tak jest w tym miejscu najspokojniejszy, ale się nie przejdzie suchą stopą.

Patrzę na mapę i się zastanawiam, czy jest inne rozwiązanie. Jest. Drogą wzdłuż potoku Ozirny. Z drogi wiodącej doliną Prutu skręca się (w trochę innym, bo ok. 500-700m dalej) miejscu, niż to wynika z mapy, w lewo na taki niszczejący mostek przez Prut (są chyba jeszcze tylko dwa mosty przez Prut w tym rejonie). Skręcam i idę zgodnie z mapą doliną potoku Ozirny. Droga na Kostrzycę ma odchodzić w lewo. Wypatruję jej więc w miejscu, gdzie powinna wg mapy być. Ale w tym miejscu jest akurat bród, który ciężko przejść nie mocząc buta bez kijkowej asekuracji. Nie wziąłem kijka i kombinuję skąd wziąć jakiś badyl. Niestety nie ma. Idę więc twardo  - w końcu ta Serauta Alpinusa, którą mam na stopach, nie jest z papieru. To skóra lico i tylko dlatego kupiłem ten model. Powinna więc sobie poradzić z wodą przez 5-10 sekund. Poradziła. Buty zmoczone do połowy, ale suche w środku. Za brodem droga podnosi się i do potoku jest coraz dalej. Stop. Patrzę na mapę. Teraz idę drogą, która wiedzie stokiem Ozirnej, ale jej nie ma na mapie. Kurcze, jaką ja idę drogą? Dokąd ona prowadzi? Nie! Nie będę dziś eksperymentował, bo szkoda dnia. Nikt mi nie płaci za update do mapy. Wracam. Akurat jest 8, gdy dochodzę do sklepu. Kupuję więc wodę i snikersy na jutro (te snikersy są tak słodkie, że nie daję rady zjeść całego 50g, no ale cukier krzepi - po dwóch tygodniach już w ogóle nie będę jadl snickersów). Wchodzę do pokoju i zabieram ze sobą sprzęt do nurkowania, czyli klapki, ściereczki do wycierania stóp, kijek. Klapki mocuję do aluminiowych karabinków i idę znowu nad Prut. Tam zakładam sprzęt, sznurówki butów wiążę w słupeł i jazda do wody.

Woda zimna, ale na szczęście nie lodowata. W pewnym miejscu Prut sięga mi do kolan, ale trafiłem w największą głębię. Idę powoli, bo dno kamieniste, a nurt szybki. Zaczynają mi drętwieć stopy, ale już blisko do brzegu. Jeszcze dwa płytkie boczne koryta i ...gdzie ta droga? Stoję, rozglądam się i niedowierzam. To nie możliwe! Musi być droga. Zaczynam przeczesywać nabrzeże. Przy leżącym uschłym białym drzewie widzę jakieś trawki w kształcie lejka. Wchodzę w ten lejek i jest! Jeeeeeest!!! Idę cały czas w klapoach, aby sie upewnić czy ona gdzieś się zaraz nie kończy, ale nie. Wycieram stopy, zakładam buty i ...a gdzie mapa? Zgubiłem? Jak? Gdzie? Noszę ją w małej reklamóweczce, bo wystarczy jeden palec, aby ją nieść. Reszta jest wolna. Poza tym nie brudzi się (choć jest wodoodporna, jak wszystkie, które wziąłem - dziękuję w tym miejscu wydawnictwu Rewasz, że sprowadziło cały komplet map wodoodpornych). Wracam nad rzekę. Rozglądam się, czy nie została na drugim brzegu - to byłby koszmar, bo drugi raz wchodzić do rzeki i potem trzeci raz, to byłoby jak proszenie się o przeziębienie. Na szczęście nie ma jej tam. Szukam dalej. Jest reklamóweczka! Na ławicy kamieni. Upadła, gdy położyłem na chwilę buty, aby się rozejrzeć, gdzie jest ścieżka. Bez mapy byłby koniec wycieczki. Idę więc dalej.

Kierunek idealnie się zgadza z mapą. Jest wyraźna, choć wąska, mimo że mapa oznaczyła ją jako taką szeroką. Pnie się średnio stromo - w sam raz. Sielanka kończy się, gdy ścieżka zaczyna zalewać potoczek, a raczej ścieżka wiedzie potoczkiem okresowym. Akurat w tym roku jest dużo wody w górach, więc jest mokro i błotniście. Na szczęście dno jest kamieniste i błotko jest płytkie - tak do podeszwy. Po jakimś czasie droga opuszcza korytko potoczku i łagodnieje. Dochodzę do rozwidlenia. Wg mapy w lewo wiedzie dróżka skrótowa, czyli stroma, ale krótka. W prawo wiedzie droga łagodniejsza, ake dwa razy dłuższ (robi takie koło na mapie). Wybieram w lewo, bo podchodzenie stromizną jest opłacalne czasowo.

Jest bardzo stroma, a na domiar złego trudna technicznie, bo często młode drzewka zasłaniaja ją i idzie się na czuja. No i zaniast być krótką dłuży się tak, że w końcu orientuję się, że mapa ma błąd. Ale idę dalej, bo ścieżka prowadzi we właściwym kierunku i jest dobrze widoczna - czyli uczęszczana. Wreszcie najgorsza stromizna się kończy, a ja mam gorące pragnienie, żeby nią nie schodzić, bo to byłby sport ultra-ekstremalny. Na wypłaszczeniu ścieżka aplikuje mi bieg 110m przez płotki, czyli pokonanie na tymże dystansie aż 50 przeszkód w postaci zwalonych drzew i to grubych, wysokich. Po uporaniu się z tym wchodzę w ciemny las bez trawy - samo igliwie. Muszę uważać, bo ścieżka często się gubi. Odwracam się co parę metrów, aby zapamiętać ważne skręty. Pomagają mi w tym charakterystycznie zwalone drzewa. Wreszcie wchodzę na połoninę przed Kostrzycą - Wesnarka. Zaraz powinienem napotkać czerwony szlak. Koniec trudności orientacyjnych. Na wszelki wypadek jednak zawsze na kulminacjach odwracam się i zapamiętuję ścieżkę, którą podchodziłem, bo kilka razy przeżyłem zawahanie podczas powrotu tą samą drogą, czy wybrałem tę właściwą. A na kulminacji o pomyłkę nie trudno.

Odpoczywam, bo jest miejsce na ogniska i pniaki-ławy. Podziwiam widoki na Czarnohorę. Są piękne. Widać całą Czarnohorę od Popa Iwana z "zamkiem" na szczycie (czyli ruinami Białego Słonia - obserwatorium astronomicznego i stacji nasłuchu radiowego wywiadu wojskowego II RP) aż po Pietrosa 2020m. Wchodzę na czerwony szlak, który w tym miejscu robi skręt o 90 stopni - jest to najszybsza i najłatwiejsza chyba droga na Kostrzycę, bo wiedzie z szosy Worochta-Werchowyna i turyści z tych miejscowości mogą sobie zrobić jednodniową wycieczkę bez stresu i pytań "czym tam dojadę?". Wspinam się na zachodni szczyt pasma. Ścieżka go trochę trawersuje, ake podchodzę 20m wyżej po trawkach i jestem oszołomiony. Cudny widok! Co tu gadać. Z Kostrzycy są najpiękniejsze widoki na Czarnohorę.

Nagle widzę samotnego turystę z plecakiem i kijkami. Kobieta! Sama? Tak. To tak jak ja. Pogadaliśmy trochę. Idzie do Zawojeli, a stamtąd na Kukul. Ostrzegam ją, że idę z Zawojeli jedyną drogą wiodąca na Kostrzycę i że ta droga dla schodzących jest bardzo ciężka. Trochę chyba nie zrozumiała, bo się uśmiechnęła i wzruszyła ramionami. Twarda sztuka. Idę dalej. Kolejne ostre podejście - główny szczyt Kostrzycy 1586m. Widoki tak samo cudowne. Jestem coraz bardziej oczarowany tym pasmem. Nie ma praktycznie wcale turystów - jedynie tacy samotnicy. Widzę wprawdzie po drodze z 10 miejsc po ogniskach, ale żadnych namiotów, żadnych grup. Wspaniale! Wchodzę w dłuższy odcinek leśny. Zauważam, że drewna na ognisko jest mało. Są takie kikuty pni na 30-50cm. Co to? Turyści obgryzają te drzewa jak bobry, aby mieć drewno na ognisko? Zauważam też, że Kostrzyca uległa zarastaniu lasem i za 30-50 lat tych cudownych widoków może już nie być. W końcu podchodzę pod ostatni ponad 1500-metrowy widokowy szczyt - Kostrycz. Jest z niego najpiękniejsza panorama Czarnohory i okolic. Widoczność nie zachwyca, ale nawet taka powoduje, że dla mnie Kostrycz jest numerem 1 w tym rejonie - przynajmniej narazie. Zresztą miałem potwierdzenie tego, bo podchodząc pod ten szczyt usłyszałem z tyłu jadącą terenówkę ze wsi Bystrzec. Na szczycie z wozu wyskoczyła niunia. Kierowca nie wyłączył silnika i zaczynałem się martwić, że zmarszczy powietrze tymi spalinami. Na szczęście zrobił fotkę niuni na tle gór i pojechali dalej. Tak zwany "szybki numerek". Gdybym się spóźnił 10 minut, to nawet bym nie wiedział, że jakaś terenówka tu jeździła.

Pasmo Kostrzycy jest poza granicami parku, więc można jeździć. Siędzę i upajam się widokiem. Ale czas wracać. Po drodze spotykam kolejną samotną turystkę. Ta pokazuje swoje "kleksy" na rękach. Dziwna ta moda. Chcą się ludzie upodobnić do gangsterów spod celi, aby mieć respekt u ludzi? Taka jest moja teoria tej całej mody. Ofiary kinematografii, gdzie etos przestępcy i pani wynajmującej swe ciało na godziny rządzi bezapelacyjnie. I stąd panowie chcą wyglądać jak gangsterzy, a kobiety jak te panie (są nawet bardziej od nich rozebrane - ostatnio przy metrze Dworzec Wileńska w Warszawie zobaczyłem taką, która centralnie miała tylko z frontu zasłonięte piersi - boki można było oglądać ile się chciało). W połowie pasma nagle widzę grupę ok. 12 osób - studentów płci obojga. Was tu nie było! Zatrzymali się na popas. Na szczęście nie rozmawiają głośno. W sumie to mnie bardziej dziwiło to, że nikogo tu nie spotkałem aż do tego momentu (poza tą terenówką i dwoma turystkami). Ludzie nie rozumieją, że z najpiękniejszego szczytu widać już tylko same brzydsze, a z najbrzydszego widać już tylko same piękniejsze . Dochodzę w końcu do połoniny Wesnarka na zachodnim skraju i widzę, że przedłużeniem czerwonego szlaku (który tu skręca o 90 stopni) jest wąska ścieżynka. Idzie w dół, a więc może jednak jest jakiś inny wariant dojścia z Zawojeli na Kostrzycę, niż wariant "wodny"?

Schodzę i rozglądam się, czy nie zniknie. Zauważam dwie chatki oznaczone na mapie jako koliba pasterska. Po lewej widzę coś jak ścieżkę schodzącą w dół. To mnie myli i obchodzę chaty od lewej, myśląc że tam jest dalszy ciąg ścieżki. Nie. To był jakiś piaszczysty żleb. Wracam do chat i skręcam przy nich w prawo. Teraz dobrze. Dochodzę do drogi ze śladami kół. Jak wóz tędy jechał, to i człowiek może. Schodzę nią. Nagle zmienia kierunek na przeciwny do mojego pożądanego. Co to? Na szczęście to tylko długie serpentyny. W połowie zejścia słyszę coś jak mruczenie. Zrozumiałem - idzie burza. Patrząc na Czarnohorę z Kostrzycy zauważyłem, że zbiera się na zmianę pogody - chmury z południa i wiatr z południa. Nie przypuszczałem jednak, że już idzie burza.

Wyciągam parasol i kijek, chowam lornetkę, wyłączam komórkę. Przyspieszam tempo, ale po jakimś czasie widzę, że burza bawi się z turystami. Ni to straszy ciemnymi chmurami, a tu nagle otwiera się niebieskie niebo ze słońcem. Nie pada i nawet nie grzmi. Raczej mruczy. W pewnym momencie do tej drogi dochodzi inna z prawej (czyli przy podchodzeniu będzie odbijać w lewo). Myślę sobie - dobrze, że schodzę, bo na 100% bym ją wybrał i bym nigdzie nie doszedł z turystycznego punktu widzenia. W końcu schodzę w dolinę. Szumi potok. Widzę tablice "Nie niszcz przyrody" ("nie rujnuj prirody" po ukraińsku). Przy tej tablicy trzeba właśnie skręcić w lewo, aby dojść na Kostrzycę. Pytanie jeszcze - jaką ja idę drogą? Niebawem przechodzę potok w bród, ale ma "mostek" z kamieni. Po niedługim czasie kolejny brud i....deja vu. Ja tu dziś byłem! To ta droga w dolinie potoku Ozirny, z której się wycofałem, bo nic się kompletnie nie zgadzało z mapą. A raczej mapa się kompletnie nie zgadzała z rzeczywistością. No to już wiem. No to już znam oba warianty wejść na Kostrzycę. Zastanawia mnie tylko, gdzie bym doszedł, gdybym wybrał ściężkę w prawo - tę łagodniejszą, idącą wg mapy po kole? Cała trasa zajęła mi 10,5h. O całą godzinę kròcej niż dwie poprzednie wycieczki. Jutro przejazd do Werchowyny, a z niej do Dzembroni. Nie będę szedł wczorajszą powrotną ścieżką, bo teraz - wieczorem -  pada już i jutro ta ścieżka będzie piekieknie śliska, a więc niebezpieczna.

Zdjęcia:

https://imgur.com/a/pZvJpRU



tagi: ukraina  góry  karpaty ukraińskie  kostrzyca 

OjciecDyrektor
8 września 2024 04:15
4     871    9 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Henry @OjciecDyrektor
8 września 2024 08:00

Chodząc po różnych górkach wszędzie natrafiałem na ambitne skrótowe podejścia, które na różnych mapach nazywały się tak samo: "ryczący wół" ;-)

 

zaloguj się by móc komentować

matthias @OjciecDyrektor
8 września 2024 08:22

Dzień dobry

 

Jakie tam są przepisy w sprawie biwakowania w lesie? No i czy nie ma zagrożenia od strony wilków i niedźwiedzi?

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @matthias 8 września 2024 08:22
8 września 2024 08:28

 Na Ukrainie można biwakować wszędzie z wyjątkiem rezerwatów ścisłych - nawet w parkach narodowych. Wilków niet. Niedzwiedzi niet. Wilk nie jest żadnym zagrożeniem. Kiedyś ludzie wybierali z wilczych nor małe wilczki, aby sobie takiego wychować na psa. Stado wilków zawsze uciekało, pozostawiając wilczą norę na pastwę ludzi. Oczywiście szczekały wilku, ale nic ponadto. Groźne sa tylko mieszańce, bo te nie boją się ludzi.

 

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @Henry 8 września 2024 08:00
8 września 2024 08:31

Nie znam tego określenia zupelnie, choć sporo chodziłem i sporo map mam. Więc mnie Pan zaskoczył. Znam tylko w Tatrach  Bielskich szczyt "Jatki" nawiązujący do wołów.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować