Camel Trophy Race
Piątek, 05.07.24. Dziś ruszam w trasę "zwiadowczą". Po dwóch dobach deszczu nie odważyłem się pójść na główną grań Czarnohory i wyrównać rachunki z Munczelem. Wybrałem trasę "lajtową" na Kostrycz (po raz drugi) ale przez Koszaryszcze, Bystrzec (ukr. Bystrec). Pogoda piękna, dobra widoczność, chłodno i troszkę wieje.
Z górnego skraju Dzembroni podchodzę ma przełęcz pod Koszaryszcze. Podchodzę to za duże słowo. Po prostu najpierw wbijam kijek (wziąłem go, bo przeczucie mi podpowiadało, że będzie niezbędny i ...był), a potem robię szpagat i próbuję po tym szpagacie zrobić kolejny szpagat. Niestety ślizgam się. Błoto jest gorsze niż lód, bo z lodem poradzą sobie raki. Z błotem poradzić sobie może tylko motolotnia. Prozaicznie łatwe podejście, ale błoto jest koszmarne. Staram się iść krawędzią drogi, a nawet bezdrożem wzdłuż drogi, ale nie zawsze się daje. Dochodzę do wypłaszczenia, czyli w tych okolicznościach przyrody do miejsca-rozlewiska. Tu już szpagaty nie pomagają. Kijem wymacuję jakieś twardsze kępy traw i na nie kładę buta, potrm wymacuję kolejną twardę kępkę i tak przechodzę rozlewisko, asekurując się tym kijem, aby nie wpaść po łydkę w te moczary.
W lewo odchodzi droga w górę, a w prawo na dół. Nie chcę znowu nurkować w błocie, więc wybieram w lewo w nadziei, że doprowadzi mnie do przełęczy. Guzik prawda. Kończy się na bramie domku. Trzeba wracać i zaliczać kolejny odcinek specjalny. Po wyjściu z błota droga znowu się rozwidla i poprawia. Wybieram teraz prawo. Znowu pudło. Ale że już w poniedziałek byłem na tej przełęczy, to idę na kreskę przez trawy, bo wiem, że niedługo napotkam właściwą ścieżkę. Napotykam i nią wchodzę na trawers Koszaryszcze. Jest to w zasadzie poziomy odcinek z lekką tendencją spadkową. Tu było najgorzej. Ilość OS-ów spowodowała, że odcinek z Dzembroni do doliny Bystrzca zrobiłem w 2h. Makabra. Normalnie zajęloby to chyba godzinę. Na buty nawet nie chcę patrzeć. Muszę najpierw odpocząć i coś zjeść.
Potok Bystrzec podobny do potoku Dzembroni, z tym że wieś Bystrzec to wieś o chyba najbardziej rozproszonej zabudowie - dom średnio co 250m, czasem nawet 500m. Z doliny na mapie odbija żółty szlak w prawo na Kostrycz. Jest droga, a na drewnianej budce deska w kształcie strzałki pomalowana na biało. To chyba ta droga. A więc wchodzę. Po 200m z drogi robi się coś dziwnego. Centralnie płynie nią potok i zdaje mnie się, że to naturalne jego koryto. Cofam się więc i rozglądam jeszcze raz. W końcu zauważam na drugiej budce drewnianej, przy bramie ogrodzenia, żółty znak. Aha, czyli że za tym ogrodzeniem jest właściwa ścieżka. Zgadza się. Od tej pory bez trudności nawigacyjnych, ale co jakiś czas zaliczam błotne odcinki, choć już nie tak ciężkie, jak na trawersie Koszaryszcze. Otwierają się widoki na grań Czarnohory. Z tego szlaku najokazalej prezentuje się kocioł polodowcowy Kizie Ułohy pod Brebeneskulem oraz kocioł Gadżyna z doskonale widocznym wysokim progiem polodowcowym.
Dochodzę do najwyżej położonego tu gospodarstwa pasterskiego - same krowy. Chata zamieszkana jest przez całą rodzinę, bo słyszałem okrzyki bawiących się w chacie dzieci. Do najbliższego domu chyba godzina drogi. Do sklepu chyba ze 2 godziny. Jak oni tu żyją? Bez wygód. Czy zimą też? Droga stroma, choć terenówka da radę. I pewnie terenówką podjeżdżają tu odebrać sery i inne krowie produkty. Idę dalej. Napotykam dwóch młodych turystów - chyba studenci, bo inaczej poszliby w kamasze. Tu na Ukrainie turyści to tylko matki z córkami albo samotne kobiety (tzn. nie tyle samotne, co tylko one nie potrzebuja pozwolenia na opuszczenie swojego województwa). Mężczyźni jak są to tylko z dziećmi. Pytają mnie się ci studenci o drogę do schroniska Biały Słoń pod Brebeneskulem. Dziwię się, że idą bez mapy - chyba jakaś ogólna tylko w telefonie. Pokazuję im swoją i mówię, gdzie skręcić i ile czasu potrzeba. Dziękują i odchodzą.
Znów sam. I tak aż do szczytu Kostrycz. Na Kostryczu tymczasem konkretnie wieje i jest chłodno. Siadam za młodym świerkiem, który osłania mnie od tego wiatru. Przebieram się, czyli zakładam suchą bawełnianą podkoszulkę. Na nią termikę kupioną w ciuch-budzie za 1,60zł, a sprawdzoną w zimie. Do tego ortalion z wysokim kołnierzem i chowanym kapturem. Ale kaptura nie wyciągam. Wkładam opaskę, aby ogrzać czoło i uszy. Komin polarowy pod szyję już noszę od godziny. Tak opakowany w "zbroję" zasiadam do jedzenia i picia. Przy okazji oglądam widoki. Nagromadziło się sporo chmurek, ale widiczność i tak dobra, choć nie rewalacyjna, bo Gory Czywczyńskie tylko w zarysie delikatnym widać i trochę wyłania się Pietros Budyjowski w Rumunii. Trudno. Może kiedyś uda się mnie tu dotrzeć przy "żylecie". Po kwadransie dochodzi matka z córką. One też bez mapy. Idą z Kriwopilskiego perewału, czyli przeł. Bukowela (na starych mapach WIG). Na szczycie są 5 minut i odchodzą. Za zimno dla nich. Później jeszcze dochodzi parka studentów, ale oni też tylko 3-5 minut. Tylko ja siedzę długo. No ale ja mam "zbroję" a oni chyba nie wiedzą, że można wziąć suchą podkoszulkę na zmianę, a nawet dwie. Nie wspominajac o szaliku czy kominie polarowym. Rękawiczki na razie nie potrzebne, ale jeśli będą, to tylko skórzane z podpinką w środku, bo tylko takie skutecznie chronią przed zimnym i silnym wiatrem. Polarowe rękawiczki się nie sprawdzają w czasie wietrznej pogody.
14-sta, czyli południe. Czas się zbierać. Na Kostrycz doszedłem z Dzembroni w 5,5h ale wiadomo - błoto. Kieruję się na dolinę Czarnego Czeremosxu. Chcę przejść całą część wschodnią pasma Kostrzycy i zejść do Kraśnika. Po pewnym czasie po prawej na drzewie drogowskaz. Mój szlak schodzi stromo w dół na prawo i potem skręca w lewo i dalej idzie długim trawersem. Przy zakręcie, po stromym zejściu stoi chatka. Wygląda na opuszczoną, ale w dobrym stanie. Trawers jest dość łaskawy. Kałuż niedużo, błota tak trochę. Dochodzę w końcu do jakichś zagród - kolejne gospodarstwo pasterskie. Szczeka pies obok drogi, ale na łańcuchu. Uff. W Rumunii nie znają łańcuchów i turyści muszą przeżywać bliskie spotkania ze wściekłymi psami. Mam na wszelki wypadek zapałki harcerskie (takie długie) i petardki. Mijam psinę i w zasadzie niedługo po tym kończy się miły trawers, a zaczyna się Camel Trophy Race nr 2. Droga niby szeroka, ale dosłownie nie ma jak przejść bez zaliczenia wpadki w błoto. Co to za droga? Chyba tylko dla krów i terenówek. Kombinuję raz górą, a raz balansując na dolnej krawędzi drogi. Kijek mnie ratuje, ale tylko przed najgorszym, czyli poślizgiem i upadkiem. Bo o tym, aby przejść to bez umazania butów w błocie nie ma co marzyć. W końcu koszmar się kończy i zaczyna chamska droga. Dlaczego chamska? Bo najpierw jest bardzo stromo w dół, a potem mniej stromo, ale za to pełno ruszyjących się kamieni. Odcinek mało ciekawy, chyba że ktoś lubi oryginalny widok na zamknięcie doliny Czarnego Czeremoszu oraz widok na Beskid Huculski. W końcu po kilku serpentynach dochodzę do Kraśnika. Dla tych, co chcą iść na Kostrycz właśnie stąd taka uwaga: po ok. 150m trzeba przy rozwidleniu wybrać lewo, a po przejściu ponad zabudowania przy jeszcze jednym rozwidleniu trzeba wybrać prawo ostro pod górę. W Kraśniku przystanek (ukr. zupynka) jest na lewo, czyli w dole, przy białym namiocie. Busy odchodzą do Szybenego z Werchowyny dwa: o 12 i o 18. Po ok. 20 minutach są w Kraśniku. W dół z Szybenego do Werchowyny odchodzi tylko jeden bus o 6 rano. W Dzembroni jest o ok. 6.30. Czasem bus może mieć opóźnienie i ze 20 minut. Patrzę na zegarek - 17. Kiepsko. Czekać 80 minut? W życiu! Idę do Dzembroni. Ledwo uszedłem 40 metrów oglądam się i macham. O dziwo samochód się zatrzymuje. U góry na dachu ma znak ",taxi". Do Dzembroni można? Tak. Skilky? Ile tam chcesz. Daję 100 hrywien (10zl) . Dziwna taxi. Okazuje się, że człowiek jest z Worochty. Jedzie aż do Wyżniej Dzembroni (czyli strzał w 10-tkę), tam gdzie stacjonuję. Jedzie w sprawach rodzinnych, a więc niezarobkowo. Rozmawiam z nim. Pracował w Polsce jeszcze 30 lat temu. Mówi, ze już wtedy w Polsce dobrze się żyło. Zdziwiłem się, że na Ukrainie wtedy było znacznie gorzej niż w Polsce. Ale na to wychodzi. Pytam się go o te przerwy prądu. Od kiedy są? Od miesiąca. Moskwa walnęła w elektrownie. Ok. Nie wychylam się z moimi podejrzeniami, że coś dziwnie ten prąd włączają w porze nocnej, a wyłączają nad ranem (choć dziś prąd jest od 17 aż do teraz, czyli do 22). Temat schodzi na pobór. Dużo chłopa wzięli w kamasze. Pytam się - to ile teraz ma ukraińska armia? Milion żołnierzy? Ponad. Zastanawiam się kiedy będzie ta ostateczna ofensywa, bo to ogromne obciążenie dla ukraińskiej gospodarki? Pewnie wtedy, gdy my uderzymy na Królewiec. W końcu dojeżdżamy i wysiadka. Za 10zł zaoszczędziłem ponad 2,5h marszu. Jest czas, aby dojść do ładu z butami po tym Camel Trophy Race i odpocząć. Wiatr wieje teraz już bardzo mocno i jest nadzieja, że wysuszy chociaż te powierzchniowe błoto.
Zdjęcia:
tagi: ukraina góry karpaty ukraińskie kostrycz bystrzec
![]() |
OjciecDyrektor |
20 września 2024 05:12 |
Komentarze:
![]() |
klon @OjciecDyrektor |
20 września 2024 07:24 |
<<<Niestety ślizgam się. Błoto jest gorsze niż lód, bo z lodem poradzą sobie raki. >>>
Przypominam sobie wejście do schronu na Turbaczu. Ilość gliny - na butach pozostawionych w przedsionku - "zabrana" ze szlaku, pozwoliłaby pewnie wybudować duży piec.
<<<Mówi, ze już wtedy w Polsce dobrze się żyło. Zdziwiłem się, że na Ukrainie wtedy było znacznie gorzej niż w Polsce. >>>
Ukraina była częścią USSR. To robiło i robi nadal różnicę
![]() |
Henry @OjciecDyrektor |
20 września 2024 07:38 |
Czas to pieniądz: 2,5h za 10zł ;-)
Mam pytanie:
Czy czytanie Nawigatorów pomaga w górskiej nawigacji?
![]() |
OjciecDyrektor @Henry 20 września 2024 07:38 |
20 września 2024 07:50 |
Oczywiście, że pomaga, bo stymuluje korę mózgową i szarą masę, a także neurony lepiej pracują. A dzięki temu człowiek zawsze może wybrać optymalne wyjście z trudnej sytuacji. Bo w górach też trzeba myśleć...:)
![]() |
OjciecDyrektor @klon 20 września 2024 07:24 |
20 września 2024 07:54 |
Znam tę glinę z Pienin. But się robi cztery razy cięższy...:). Jedyne pocieszenie jest takie, że jak się sostawi tę glinę do wysuszenia, to ona potem odpada jak tynk. Ale jest śliska jak diabli. Na Ukrainie taka glina to rzadki okaz - na szczęście. Bo gdyby była tak powszechna, jak w Polsce, to przy tym stanie ścieżek i dróg trzeba by było narty ze sobą zabierać...:)
![]() |
saturn-9 @OjciecDyrektor |
20 września 2024 11:15 |
Czy przy gospodarstwach pasterkich widać pastwiska i pasące się owce, kozy czy krowy?
Po ilości monokultury leśnej wnioskuję, że tereny - które niegdyś były pastwiskami do wypasu - zalesiono iglastym drzewostanem z potencjanym zyskiem dla właściciela.
![]() |
ArGut @klon 20 września 2024 07:24 |
20 września 2024 12:58 |
>Ukraina była częścią USSR. To robiło i robi nadal różnicę
A nie było tak, że w ONZ była Ukraina SR, Białoruś SR i USSR? To tak dygresyjnie ...
![]() |
ArGut @OjciecDyrektor |
20 września 2024 12:59 |
Strasznie SUCHE te ZDJĘCIA kolegii nawigatora ...
![]() |
klon @ArGut 20 września 2024 12:58 |
20 września 2024 14:52 |
Co było w ONZ to jedno, a system organizacyjny ZSRR stanowił JEDNO i to samo!
![]() |
OjciecDyrektor @saturn-9 20 września 2024 11:15 |
20 września 2024 19:02 |
Sa tylko krowy. Nikt n8c nie zalesia. Po prostu samosiejki zabieraja poloniny, bo wypas bardzo ograniczony. Zamiera w wysokich partiach gór.
![]() |
OjciecDyrektor @ArGut 20 września 2024 12:59 |
20 września 2024 19:04 |
Hehehe...błoto nie jest fotogeniczne...:). A na trawach nie widac wilgoci....
![]() |
Adriano @OjciecDyrektor |
20 września 2024 19:59 |
"Zdziwiłem się, że na Ukrainie wtedy było znacznie gorzej niż w Polsce".W 1993 r u mojego kuzyna i jego sąsiada w budownych domach jednorodzinnych, tynki wewnątrz robił Ukrainiec ze swoją żoną jako pomocnikiem.On budowlaniec,ona pielęgniarka.Pracowali by zarobić na życie i wykształcenie córek,które studiowały.Ja pracowałem wówczas na budowach w Wiedniu i powiedziałem im ,że tam są świetne zarobki.Odpowiedź Ukraińca zdumiała mnie "A my też możemy jechać do Moskwy.Tam też są super zarobki".
![]() |
OjciecDyrektor @Adriano 20 września 2024 19:59 |
20 września 2024 21:15 |
No właśnie....podróże kształcą. Na przykład dowiedziałem się, że na Ukrainie nauka zaczyna się w wieku 6 lat i kończy po 11 latach maturą (jest jedna szkoła - 11 klas). Tak więc na studia zdają 17-latkowie, a nie tak jak u nas 19-latkowie. W sumie to trudno mi powiedziec, co jest lepsze.
![]() |
PanTehu @OjciecDyrektor 20 września 2024 21:15 |
20 września 2024 21:26 |
U nas też zaczyna się od 6 lat tyle,że nazywa się to " zerówka" i jest praktycznie oboiązkowa.
![]() |
chlor @OjciecDyrektor 20 września 2024 21:15 |
20 września 2024 21:29 |
Chyba lepiej gdy żyje się w tym samym środowisku do matury. Pamiętam, że koniec podstawówki był bolesny. Utrata koleżanek i kolegów.
![]() |
Aquilamagna @OjciecDyrektor 20 września 2024 21:15 |
20 września 2024 23:36 |
No ale jak? W każdej pipidówie przygotowują do matury?
![]() |
OjciecDyrektor @Aquilamagna 20 września 2024 23:36 |
21 września 2024 00:09 |
Na to wygląda. Choc szkoły są tylko w dużych wsiach (ponad 2 tyś. - są takie, a raczej były, bo wieś się wyludnia) lub małych miasteczkach.
![]() |
OjciecDyrektor @PanTehu 20 września 2024 21:26 |
21 września 2024 00:10 |
Czyli u nas obowiązkowa nauka trwa 13 lat. U nich 11 lat...:)
![]() |
OjciecDyrektor @chlor 20 września 2024 21:29 |
21 września 2024 00:16 |
Ja tam się cieszyłem, że z kanibalami już nie będę chodził co dzień do szkoły...:). W ogóle lubię zmieniać towarzystwo - to bardzo rozwija..oczywiście do pewnego momentu tylko. W każdym razie nie tęskniłem za ludźmi z podstawówki, choć z kilkoma utrzymywałem ścisłą/bliską znajomość i po podstawówce. No ale to już sam decydowałem z kim utrzymywać. Bo wcześniej to człowiek był skazany na takie, a nie inne i trzeba było się przyzwyczaić.